Magdalena Rigamonti: Co jest złego w podstawie programowej?
Bożena Będzińska-Wosik (dyrektor Szkoły Podstawowej nr. 81 w Łodzi): Zawiera zbyt dużo treści i nie przystaje do naszych czasów. Jest przeładowana. Zmusza uczniów np. do czytania lektur, które są dla nich obce, niezrozumiałe, odległe. Nie daje przestrzeni wnikliwego badania, odkrywania, eksperymentowania – na to zwyczajnie brakuje czasu. Dlatego m.in. polska szkoła nie nadąża za postępem, za rozwojem cywilizacyjnym, technologicznym. W wielu szkołach można znaleźć ślady szkoły pruskiej sprzed 200 lat. Dzieci kują na pamięć, nie mają możliwości zaspokajania własnej ciekawości, korzystania z różnych źródeł, selekcji, myślenia krytycznego. Nie mają czasu na rozwijanie własnych pasji. Ken Robinson (brytyjski mówca i doradca w sprawach innowacyjności – red.) mówi, że edukacja powinna dawać radość. Jeśli dziecko jest zaangażowane, to uczy się z radością. Jeśli zaś jest zmuszone opanować nudną, nieprzydatną wiedzę na pamięć, to edukacja staje się przykrym obowiązkiem.
No dobrze, to wrócę do tego, że to nie tylko system zawodzi, lecz także nauczyciele.
Jeżeli nauczyciel ma wizję i przestrzeń do działania oraz świadomość konieczności wdrażania zmian w edukacji, to już połowa sukcesu. W polskich szkołach jest wielu pedagogów pracowitych i nastawionych na rozwój. Takich, którzy od zawsze budują z uczniami relacje oparte na życzliwości i szacunku, którzy potrafią spojrzeć dziecku w oczy, wejść w jego buty, żeby zrozumieć, że jest to taki sam człowiek jak my dorośli, tylko trochę mniej doświadczony. To nie jest łatwe. Kiedy słyszę, że dziecko w szkole ma być grzeczne, to zastanawiam się, jaki jest nasz cel, jaka jest misja polskiej szkoły. Czy chodzi o to, żeby dzieci były nadal prowadzone na sznureczku, uczone pod linijkę? Czy my chcemy takiego społeczeństwa? Grzecznego i wytresowanego? Bezwolnego? Czy o takie przyszłe pokolenia nam chodzi, o ludzi odtwórczych, podporządkowanych, wykonujących polecenia, schematycznie myślących? Wierzę w to, że polscy nauczyciele zmienią edukację. Spowodują, że uczniowie będą chętnie przychodzić do szkoły i będą czuli się w niej szczęśliwi. Jest jeden warunek. Oni sami też powinni czuć się szczęśliwi.
Pani jest ze szkoły publicznej.
I ciągle mam nadzieję, że uda mi się zmienić szkołę. W tej, w której jestem od wielu lat dyrektorką, dokonało się wiele zmian. I nie było łatwo. Wkroczenie na drogę reformy to ciągłe poszukiwanie, pokonywanie przeszkód i barier. Z perspektywy lat wiem, że budowanie nowej, dobrej szkoły jest możliwe, również w placówce publicznej. Potrzebne są wizja i determinacja w dążeniu do jej urzeczywistnieniu.