Tomasz Terlikowski uważa, że nie jest ważne, że posłowie PiS "łaskawie dopuścili do drugiego czytania" projektu o zakazie aborcji "i dopiero potem odrzucili". - Obiecywali większą obronę życia i nie dotrzymali słowa - zżyma się na łamach gazeta.pl.
- Druga rzecz to reforma sądownictwa. Z punktu widzenia katolickiego konserwatysty pisowskie zmiany są szkodliwe. Mieliśmy konserwatywny Trybunał Konstytucyjny, który pod przewodnictwem prof. Zolla zablokował aborcję z przyczyn społecznych. Kolejny konserwatywny Trybunał pod przewodnictwem prof. Rzeplińskiego - krótko przed rozwiązaniem go przez PiS - potwierdził prawo lekarzy do klauzuli sumienia. I to w bardzo mocnym orzeczeniu. Dzięki temu lekarz ma prawo odmówić aborcji albo przepisania tabletek antykoncepcyjnych i nie musi wskazywać pacjentowi innego lekarza, który to zrobi. To wszystko były świetne orzeczenia. PiS to zepsuł - mówi Terlikowski.
Zdaniem publicysty "PiS to nie są żadni konserwatyści, oni bardzo dużo mówią o sprawach obyczajowych, ale niewiele robią. Wywołują tylko kolejne gównoburze w internecie, z których po tygodniu nic nie zostaje. I nie chodzi mi tylko o obronę życia, lecz także o wzmocnienie małżeństwa i rodziny. Choćby drobne rzeczy, ale nawet tego nie ma. (...) Małe zmiany w prawie, które by chroniły małżeństwo, np. wprowadzały rozwiązania z Norwegii. Jeśli tam rozwodzi się para, która ma dzieci do 16. roku życia, to musi odbyć rozmowę uświadamiającą, jakie będą skutki rozwodu dla dzieci. (...) Chodzi o mały bezpiecznik: zastanówcie się. W Polsce go nie ma. Z punktu widzenia rodziny rozwody są większym problemem niż ideologia LGBT".
- Żyjemy trochę w świecie sporu udawanego. Ani PO nie była partią postępową, bo kiedy przychodziło do głosowania tych różnych waszych progresywnych zmian, to rakiem się wycofywała, ani PiS nie jest partią konserwatywną. Oni wszyscy to jedynie deklarują, chociaż oczywiście w PiS są ludzie o poglądach konserwatywnych, ale nie oni nadają partii kierunek. Ja wiem, że całkowity zakaz aborcji byłby w Polsce nie do przeprowadzenia, bo wywołałby bunt społeczny. Ale można było chociaż trochę tę granicę przesunąć i zakazać aborcji eugenicznej, zabijania dzieci z zespołem Downa i innymi wadami. To można było zrobić, społeczeństwo by to przyjęło. Ale oni nawet tego nie spróbowali - wytyka Terlikowski.
Mimo wszystko jednak publicysta uważa, że obecnie rządzący "zrobili parę rzeczy, które są okej. Jedna, którą po waszej stronie nazywacie kiełbasą wyborczą, ale lewica na świecie domaga się tego od dawna, to realna redystrybucja środków do klas uboższych. To sukces PiS, który całkowicie zmienił narrację o transferach. Teraz już tylko liberalny beton twierdzi, że to są rzeczy szkodliwe i niepotrzebne. Druga dobra rzecz - i to jest paradoks, bo przecież PiS bardzo głośno sprzeciwiał się imigracji - że za ich rządów znalazło się w Polsce milion imigrantów: Ukraińców, Pakistańczyków, Hindusów. Ta masa ludzi nieźle odnalazła się w Polsce i to mnie cieszy".
Według Terlikowskiego "potrzebna jest jakaś polityka wobec imigrantów". - I w PiS, i w PO są ludzie, którzy to wiedzą. Ale system, który zbudowały nowe media internetowe, powoduje, że jakakolwiek próba porozumienia się w tej sprawie wywołałaby dym, burzę, okrzyki o zdradzie - mówi.
- W wielu kwestiach bym się dogadał z Razem. Progresja podatkowa, więcej pieniędzy na publiczne szpitale, komunikacja na prowincji, umowy śmieciowe, równe płace dla kobiet - to wszytko są kwestie wypływające ze społecznej nauki Kościoła. Ale nie dogadamy się światopoglądowo. Małżeństwa homoseksualne, aborcja… A dla mnie te sprawy są jednak na pierwszym miejscu. Więc z dwojga złego już bym wolał, żeby rządziła PO, czyli partia cyników, bo oni płyną z prądem i nie będą próbowali zmieniać świadomości społecznej na przykład w kwestii homozwiązków - kontynuuje Terlikowski.
Na pytanie, czy podoba mu się polityka historyczna PiS, publicysta odpowiada, że "i tak, i nie". - PiS rzeczywiście zaczął wykorzystywać historię do budowania politycznej tożsamości. Tylko żeby cokolwiek dobrego z tego wyszło, obie strony musiałyby się godzić na poważną debatę. Przykład - postać Dmowskiego. To, co robił w latach 30., było dość paskudne, promował ordynarny antysemityzm. Ale to mu nie odbiera zasług w czasie odzyskiwania niepodległości. Jeżeli mamy budować własną tożsamość i wyciągać z historii wnioski, to nie możemy jednych postaci nieustannie piętnować, a innych nieustannie cukrować - zaznacza.
Natomiast honorowanie Brygady Świętokrzyskiej przez premiera w ogóle się Terlikowskiemu nie podoba. - Część żołnierzy wyklętych ma na sumieniu zbrodnie np. wobec ludności żydowskiej czy białoruskiej, działy się rzeczy straszne. I nie możemy dawać laurek - mówi.
Zauważa również, że "debata wymaga pewnych warunków, a podstawowy jest taki, że umożliwiam działanie środowiskom, które być może uważam za szkodliwe, ale one pozwalają mi spojrzeć z innej strony na świat". - Przykład: jestem przeciwnikiem zmiany płci i nigdy tego nie ukrywałem. Ale uważam, że jeśli nasze państwo od osób przechodzących procedurę zmiany płci wymaga wniesienia do sądu oskarżenia przeciwko własnym rodzicom, to popełnia gruby błąd. Nie powinniśmy prawnie nikogo poniżać. Gdyby nie działanie środowisk LGBT, gdyby nie wymiana myśli i informacji między obozami ideowymi, tobym w ogóle nie wiedział, że taki problem istnieje - wyznaje.
Terlikowski mówi także o błędach środowiska pro-life. - Należało złagodzić retorykę. Na początku ostre chwyty są uprawnione, ale w pewnym momencie ludzie czują się na to impregnowani. W tej chwili zdjęcia abortowanych dzieci przestały działać, a nawet zaczęły szkodzić sprawie ochrony życia. Niedopuszczalne jest też to, co Kaja Godek mówi o osobach homoseksualnych: że geje adoptują dzieci po to, żeby je potem molestować. Ja mogę być przeciwnikiem takich związków, ale nie muszę znajdować na poparcie swojego poglądu fałszywych i nieuczciwych argumentów! I obrażać ludzi, którzy chcą realizować swoje najgłębsze rodzicielskie pragnienia. Moim zdaniem nie powinni, ale nie jest prawdą, że robią to, by molestować. Tego typu wypowiedzi szkodzą sprawie, bo utożsamiają obronę życia ze skrajną agresją - zauważa.
Na uwagę, że jemu "też się takie wypowiedzi zdarzały", publicysta przyznaje rację. - To prawda. Uważam je za błędne na różnych poziomach. Przede wszystkim na poziomie moralnym, bo zdarzało mi się obrażać ludzi, żałuję swoich wypowiedzi na temat Anny Grodzkiej - mówi. - Przemyślałem swój stosunek do mediów, zwłaszcza internetu. Obaj wiemy, że internet jest miejscem, które wymaga bardzo ostrych sformułowań, inaczej się nie przebijesz. Wiedząc to, formułowałem silne sądy, zbyt mocne metafory. A teraz wiem, że przebicie się nie jest głównym celem. Zanim cokolwiek opublikujesz w internecie, pomódl się, weź prysznic albo idź z psem na spacer. Każdy z nas, jak jest nakręcony, to pisze rzeczy ostrzejsze. W rozmowie twarzą w twarz to jest łagodzone, bo nie powiesz komuś tak wprost skrajnego chamstwa. A w internecie to przychodzi bez problemu, bo nie widzimy odbiorcy - dodaje.
Dla Terlikowskiego "główny mechanizm jednoczenia się ludzi w internecie" to "poczucie krzywdy". - Homoseksualiści są skrzywdzeni przez większość heteroseksualną, ojcowie są skrzywdzeni przez matki, które zabierają im dzieci, katolicy są skrzywdzeni przez LGBT i tak dalej. Wszyscy jesteśmy przez kogoś skrzywdzeni. Poczucie krzywdy zazwyczaj nic nie buduje, poza niechęcią do tych, którzy krzywdzą - mówi.
Wyobrażasz sobie także życie za 20 lat w społeczeństwie, w którym będzie legalna aborcja i gejowskie małżeństwa. - Bardzo lubię Norwegię, pewnie mógłbym tam mieszkać. I tam to wszystko jest. Co więcej - z badań wychodzi, że społeczeństwa skandynawskie są najszczęśliwsze. Prawica woli pomijać takie niewygodne fakty, bo nie pasują do opowieści o cywilizacji śmierci. W Norwegii system opieki społecznej dla dzieci z zespołem Downa jest o niebo lepszy niż w Polsce. I jest to niewątpliwie element cywilizacji życia. Z drugiej strony jest tam pełne przyzwolenie, żeby dzieci z Downem abortować - opowiada.
- Człowiek nie jest spójny intelektualnie. Ten sam norweski system, który od początku był prospołeczny i opiekuńczy, do lat 70. sterylizował przymusowo "osoby niedostosowane". Jak oni to w swoich sumieniach godzili? Pewnie tak samo jak pojedynczy ludzie godzą w sobie sprzeczności, ktoś może być jednocześnie pro-liferem i sukinsynem albo aborterem i człowiekiem w innych kwestiach szlachetnym i uczciwym. Istnieją społeczeństwa, które przyjmują wiele fałszywych założeń, a jednocześnie są spójne i szczęśliwe. Nie wystarczy zakazać aborcji, aby stworzyć dobre społeczeństwo. To ważna sprawa, bo dotyczy fundamentów, ale jej zakazanie nie rozwiązuje problemów. Takich złudzeń nie mam - podsumowuje.