Postępowanie wyjaśniające wobec prof. Aleksandra Nalaskowskiego – jak oświadczono na stronie Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Torunia – dotyczy "sformułowań użytych w artykule prasowym poświęconym osobom o odmiennej orientacji seksualnej". Chodzi o jego felieton "Wędrowni gwałciciele", który ukazał się w ubiegłotygodniowym numerze "Sieci".
Ze względu na potrzebę wyjaśnienia sprawy rektor UMK zawiesił profesora w obowiązkach nauczyciela akademickiego na trzy miesiące. "Nauczyciele akademiccy zatrudnieni na UMK zobowiązali się okazywać szacunek wobec każdego człowieka" – głosi uzasadnienie tej decyzji.
- Jeśli poważnie traktować reguły państwa prawa, to przed zawieszeniem, powinna być wykonana analiza jego wypowiedzi, felietonu, który jest jednak pewnym utworem, w tym przypadku literackim, i wykazane powinno być, że ten tekst powoduje, że on faktycznie naruszył godność nauczyciela akademickiego. O ile wiem, władze akademickie takiej analizy nie przeprowadziły. Czyli działanie, które jest dokuczliwe dla nauczyciela akademickiego, decyzja, która ma poważne konsekwencje, nie została podjęta po stwierdzeniu, że mieliśmy do czynienia z czynem mającym faktycznie znamiona naruszenia godności nauczyciela akademickiego. Mam wrażenie, że w przypadkach zarzutów plagiatowych na wielu uczelniach, które są zarzutami o wiele bardziej uderzającymi w godność nauczyciela akademickiego, władze (uczelni – PAP) wcale się tak nie kwapiły w zawieszaniu profesorów czy innych nauczycieli akademickich – stwierdził w Polskim Radiu 24 prof. Zybertowicz.
Na uwagę dziennikarki przeprowadzającej wywiad, że "skandaliczne wypowiedzi prof. Jana Hartmana nie były komentowane", prof. Zybertowicz odpowiedział: Pytanie, czy my mamy się przerzucać tym – strony politycznego, ideowego sporu: a wy też macie swoich wściekłych? Czy raczej powinniśmy postawić w wymiarze prawnym ten problem, czy na gruncie ustawy można wytworzyć wspólne standardy, które by regulowały, gdzie jest ta granica mowy nienawiści, czy jak to nazwiemy, granica swobody wypowiedzi? Co z tego, że będziemy się przerzucali, wy macie Hartmana, wy macie Nalaskowskiego, wy kogoś innego, tylko czy jest możliwe wypracowanie dla całego środowiska akademickiego wspólnych standardów? – zastanawiał się.
- Wydawałoby się, że w sytuacji, gdy w przestrzeni medialnej, w studiach radiowych, telewizyjnych, politycy różnych stron wzajemnie się przekrzykują, że uczelnie powinny być miejscem, gdzie można przedyskutować, np. problem współczesnej wojny kulturowej, z jednej strony konserwatyści, z drugiej strony ludzie mający lewicowe wizje inżynierii społecznej. Wydawałoby się, że to język debaty akademickiej powinien umożliwiać przedyskutowanie tych dzisiejszych trendów. Spokojne rozważanie, czy racje ma prof. Nalaskowski, gdy mówi, że LGBT to doktryna wojenna, co to może znaczyć i na czym miałoby to polegać. Tymczasem środowisko akademickie zamyka się w czymś, co ja nazywam abdykacją rozumu. Dla mnie bolesnym przykładem tego była reakcja na książkę "SB a Lech Wałęsa" Cenckiewicza i Gontarczyka. Wtedy środowisko akademickie nie zabrało głosu, bali się powiedzieć, że według standardów warsztatów badacza, historyka, książka spełnia wszystkie normy metodologiczne, bali się przede wszystkim swojego własnego środowiska – ocenił.
Prof. Zybertowicz przypomniał, że gdy działał w podziemiu w stanie wojennym, mógł się przeciwstawiać SB "ryzykując areszt, gdzie się w końcu znalazłem, dzięki temu, że czułem poparcie mojego środowiska akademickiego. Wtedy środowisko akademickie zachowało się dzielnie, teraz zachowuje się bardzo często tchórzliwie".