Po zachowaniach w obozie władzy widać było, że temat stał się trudny do przełknięcia dla PiS. Prezydent przeciągnął decyzję do ostatniej chwili. Naradzał się z przedstawicielami KRRiT i szefem Rady Mediów Narodowych. Kilka dni temu z pałacu wyciekły informacje o ultimatum, jakie Andrzej Duda miał postawić w tej sprawie – byłby skłonny podpisać ustawę, o ile Jacek Kurski przestanie być prezesem TVP. Poinformował o tym Michał Wróblewski z Wirtualnej Polski.
"Nie" powiedział Jarosław Kaczyński. Ale komunikaty na temat tego dialogu pojawiały się jako nieoficjalne informacje od dobrze poinformowanych dziennikarzy. Politycy PiS są skonsternowani tym korespondencyjnym pojedynkiem. Ta, praktycznie publiczna, dyskusja obozu prawicy toczy się w momencie, gdy dla opozycji postulat weta do ustawy stał się jednym z głównych oręży w kampanii. W Polsce już pojawiają się wielkoformatowe plakaty z posłanką Lichocką pokazującą środkowy palec. Znów wróciła dyskusja o jakości i standardach w publicznej telewizji, ostentacyjnie wspierającej ekipęrządzącą.
Tragizm sytuacji, w której znalazł się Andrzej Duda, polega na tym, że z pułapki zastawionej przez opozycję pt. "onkologia vs. TVP" nie było jednoznacznie dobrego wyjścia. Zablokowania ustawy domaga się elektorat opozycyjnych kandydatów, a wyborcy Andrzeja Dudy są podzieleni – co pokazał nasz niedawny sondaż. Z jednej strony ewentualne weto ze strony prezydenta może zostać odebrane jako oddanie pola opozycji. I pokaże, że presja ma sens. To z kolei nie spodoba się twardemu elektoratowi PiS, a opozycji da chwilowy wiatr w żagle. Gdy pięć lat temu Bronisław Komorowski, pod wpływem postulatów Andrzeja Dudy obniżki wieku emerytalnego, wyszedł z pomysłem dodania stażu jako dodatkowego kryterium przejścia na emeryturę, ówczesny obóz władzy znalazł się w defensywie. A słupki poparcia ówczesnego prezydenta w sondażach zaczęły spadać. Taki efekt mógłby pojawić się teraz.
Z drugiej strony weto może pomóc sztabowi prezydenta w odklejeniu go od macierzystej partii – a przecież to jest dziś główny problem Andrzeja Dudy. Zresztą już teraz co bardziej podejrzliwi obserwatorzy pytają, czy wymiana zdań między Pałacem a Nowogrodzką nie jest rodzajem politycznego teatru, który ma to wrażenie podbić i dowieść politycznej autonomii głowy państwa. Sam prezydent na swoich spotkaniach wyborczych podkreśla, że zdarzało mu się wetować ustawy przedkładane przez PiS i że potem koledzy i koleżanki z partii byli mu za to wdzięczni. Straty wizerunkowe prezydenta ograniczyć może też sprawa koronawirusa, który od wczoraj oficjalnie jest także w Polsce i wokół którego opozycja zbudowała niezbyt wiarygodną narrację, że rząd i służby ukrywają przed opinią publiczną prawdę o pierwszych przypadkachzarażeń.
Niezależnie od ostatecznej decyzji Andrzeja Dudy w sprawie TVP, wydaje się, że PiS udało się osiągnąć jeden cel. Dziś nawet rywale prezydenta w prezydenckim wyścigu – Małgorzata Kidawa-Błońska czy Władysław Kosiniak-Kamysz – mówią o konieczności finansowania TVP pieniędzmi z budżetu państwa. Także w Pałacu Prezydenckim jako jeden z dylematów Dudy w tej sprawie jest podnoszone to, że media publiczne bez pieniędzy z budżetu zginą. I to mocny argument za podpisaniem ustawy, mimo zastrzeżeń do stronniczości programów informacyjnych, nie mówiąc już o stylu. Kolejny to zdaniem naszych rozmówców mało przejrzyste wydawanie w TVP publicznych pieniędzy. To było jednym z motywów narodzin w Pałacu Prezydenckim koncepcji "Kurski za ustawę". Dymisja prezesa TVP miała dać prezydentowi alibi i pokazać jego sprawczość. A jeśli tak, to prezydent powinien zawetować ustawę, jeżeli Kurski zostanie. Oczywiście może jeszcze ją odesłać do Trybunału Konstytucyjnego, ale skoro na scenie powiesił strzelbę w postaci weta, to byłoby niezrozumiałe, dlaczego nie padłstrzał.