BARBARA KASPRZYCKA: Od kilku tygodni DZIENNIK publikuje historie ludzi, którzy postanowili zmienić swoje życie. Czym się oni wszyscy kierują, chcąc dokonać swoistej życiowej rewolucji?
JÓZEF PRZEMIENIECKI: Od dwudziestu lat interesuję się - zawodowo i osobiście - tym, jak człowiek ulepsza swoje życie. Dwie główne przyczyny, które skłaniają nas do dokonywania zmian, to obserwacja bliźnich i wewnętrzna potrzeba. Przede wszystkim chcemy się zmieniać, oceniając swoje życie na tle innych: ich poziomu materialnego, osiągnięć, relacji międzyludzkich. Gdy taka ocena wypada negatywnie, odpowiednie mechanizmy wywołują napięcie psychiczne przejawiające się motywacją do zmian. Niekiedy jednak napięcie nie zamienia się w motywację, tylko wywołuje silny dyskomfort czy nawet ból psychiczny. Wtedy często sięgamy po używki takie jak na przykład alkohol. Niektórzy w takich sytuacjach korzystają z pomocy terapeuty. Drugą motywacją jest odczuwana wewnętrzna potrzeba niezależna od czynników zewnętrznych.
Co to za potrzeba?
Są ludzie, dla których zmiana i dążenie do samodoskonalenia wpisane są na stałe w ich życiową strategię. Dla nich życie to poszukiwanie - harmonijne, nieobsesyjne - i nie potrzebują do podejmowania kolejnych prób żadnej zewnętrznej motywacji. To typ ludzi otwartych, kreatywnych, przekonanych o swojej gotowości do zmiany i chętnych do zmiany. Niestety, odsetek takich osób jest niewielki. Zdecydowana większość z nas prędzej dojrzeje do zmiany na drodze porównywania się z innymi: sąsiad jeździ lepszym samochodem, szwagrowi udał się biznes, a żona suszy głowę, że chciałaby zmienić mieszkanie. Taka zewnętrzna motywacja częściej nas prowokuje do działania i ulepszania swojego życia.
Czy przykład innych ludzi może być inspiracją do zmiany?
Może, ale nie musi. Obserwowanie sukcesu przez duże S, radykalnych zmian, śmiałych decyzji podejmowanych przez innych dla części społeczeństwa może być w pewnym stopniu destrukcyjne. Musimy pamiętać, że oprogramowanie psychiki, które cudzy sukces przemienia w wyzwanie: "super, komuś się udało, uda się i mnie”, występuje stosunkowo rzadko. Przy takim narodowym wręcz braku wiary w siebie obraz wygórowanych, odległych i nieosiągalnych sukcesów może działać deprymująco. Prędzej pomyślimy, że nigdy nie będzie nas stać na taki krok, niż zapiszemy się do grona odważnych, do których świat należy. Taki typ osobowości, zamiast dążyć do polepszenia jakości swojego życia, zacznie unikać ludzi sukcesu i otaczać się równymi sobie, a najlepiej jeszcze gorszymi. Wtedy samoocena na chwilę się poprawia.
Ale w naszym cyklu nie piszemy przecież o milionerach, rekinach biznesu i gwiazdach kina. Nasze historie to raczej historie sukcesu przez małe s, po który każdy może sięgnąć i od którego dzieli nas tylko jeden krok: podjęcie decyzji o zmianie.
To prawda, ale pamiętajmy, że decyzja to efekt finalny, który wypływa z psychicznych procesów, które każdy z bohaterów ma za sobą. Warto o tych procesach wspomnieć, w przeciwnym bowiem razie obserwator dostaje obraz dzielnej, ambitnej osoby, która odmieniła jednym ruchem swoje życie - a jeśli sam nie uważa się ani za dzielnego, ani za ambitnego, to może się poważnie zniechęcić.
W takim razie, jeśli nie cudzym przykładem, to jak inaczej motywować Polaków do wzięcia życia za rogi?
W swojej pracy koncentruję się na procesie budowania świadomości samego siebie. Musimy zrozumieć, że negatywny odbiór cudzych sukcesów i brak motywacji do zawalczenia o własne najczęściej nie jest wynikiem niesprzyjających czynników zewnętrznych, lecz przede wszystkim mechanizmów tkwiących w naszej psychice i blokujących nasze działania. Jednocześnie trzeba sobie głęboko uświadomić, że każdy z nas - i to powtarzają wszystkie religie, i potwierdza to współczesna psychologia, to nie jest bajka! - ma w sobie potencjał mocy i wielkiej energii życiowej. Jeśli go odszukamy, wówczas staniemy się bardziej otwarci na to, co życie nam oferuje. Każdy w sobie ma to coś. Niestety, ani w procesie edukacyjnym, ani wychowawczym nikt nas nie uczył, że siła tkwi w nas samych. Świat nie jest zainteresowany tym, bym był człowiekiem niezależnym. Świat chce, żebym ciągle potrzebował innych i zabiegał o ich akceptację. To jest oczywistość, z której jednak najczęściej nie zdajemy sobie sprawy. Dlatego pokazując ludzki sukces - tak jak to robicie w DZIENNIKU - dobrze zawrzeć też treści budujące świadomość czytelników, pokazujące psychiczny proces zachodzący w bohaterach, który dał im siłę do podjęcia zmiany w swoim życiu. Tylko uświadamiając Polakom, że mogą w sobie to znaleźć, damy im szansę na zbudowanie nowoczesnego, otwartego społeczeństwa.
Jak jednym słowem określić to, czego mamy szukać?
W tym pytaniu odzywa się właśnie to racjonalne, ograniczające myślenie, którego nas uczono w szkołach i w domach. Tkwi w nim podstawowy problem: myślimy naszym rozumem, tym komputerem, który żąda nazw, doświadczenia, empirii, określenia, że dwa razy dwa daje cztery. Oczekuje pani, że przedstawię mapę, jak dojść do czegoś pięknego: najpierw iść prosto, potem skręcić w lewo itp. Ale znalezienie tego w sobie nie jest takie proste, bo nasz świat nie uczy nas sięgania w głąb samych siebie - jakkolwiek górnolotnie by to nie brzmiało. Nikt jeszcze nie znalazł sposobu, żeby wejść w nasz umysł jak do komputera, wyrzucić wirusy, zainstalować samoświadomość i motywację i dać nam nowe życie. Tym bardziej, że nie ma czego instalować - każdy z nas to ma. Pozostaje tylko kwestia dotarcia do tego i wymiecenia wirusów, które nas w podejmowaniu wyzwań blokują. Przypomnę tylko ostatnie badania psychologów, które jednoznacznie wskazują: mniej myśl, zdaj się na intuicję. Decyzje podejmowane po wsłuchaniu się w głos intuicji okazują się dużo trafniejsze niż te przeanalizowane rozumowo na wszystkie strony.
Ma pan dla swoich klientów sztuczkę, chwyt, hasło, które pomaga naprowadzić ich na tę ścieżkę?
Jeśli znajdę taką sztuczkę, słowo klucz, które spowoduje w człowieku natychmiastowy efekt - "Aha! Odkryłem to! Dostanę Nobla”. Tak łatwo nie jest. Budowanie świadomości samego siebie to długotrwały proces. Kiedy podejmujemy się nauki języka obcego liczymy się z tym, że to potrwa całe lata. A chcąc poznać własne oprogramowanie oczekujemy prostego hasła, tak aby zrobić klik i załatwić sprawę.
A pan znalazł w sobie "to”?
Tak. Podejrzewam, że bez tego trudno by mi było poradzić sobie z chorobą nowotworową, którą lekarze odkryli u mnie w 2005 roku.
I jest to z panem na stałe, czy musi pan to wciąż na nowo odnajdywać?
To jest permanentna praca. Chyba tylko w raju jest miejsce, w którym wszyscy na dobre tkwią w stałym kontakcie z nieograniczonymi zasobami mocy. Ja namawiam do próby choćby dotknięcia tego stanu. Mam mnóstwo dowodów z życia własnego i innych, że można to wypracować. Nawet jeśli to minie i wraca gorszy nastrój i zniechęcenie, łatwiej je przetrwać, mając pewność, że przeminą i znów zbliżymy się do pożądanego stanu. Ci, którzy są z nim na co dzień, podejmują decyzje, jakie powinni podjąć, wchodzą w relacje, w jakie powinni wejść, życie zawodowe układa się tak, jak powinno. Oni przez swoje życie płyną.