DGP: "Utrwalone dekadami doświadczeń poczucie bezpieczeństwa uśpiło czujność Zachodu, a Europy – w szczególności. Dotyczy to tak klasycznej agresji zbrojnej (z wyjątkiem terroryzmu), jak i «wojny z zarazkami". To pana słowa. Czym to uśpienie się przejawia?
Bartłomiej Radziejewski: Ono jest widoczne gołym okiem. Hiszpanie, wiedząc o koronawirusie, urządzili wielki marsz feministek w Madrycie, zaś premier Wielkiej Brytanii Boris Johnson chciał iść „na zderzenie” z pandemią, więc długo jego rząd nie reagował. Efekt? Oba kraje pogrążyły się w zarazie bardziej, niż musiały.
Prezydent USA Donald Trump niedawno twierdził, że pandemia to oszustwo.
Można do tego dorzucić Francuzów, którzy w środku pandemii urządzili wybory lokalne. To kompletne lekceważenie zagrożenia, po którym nastąpiły reakcje paniczne. Na całym świecie choroby zakaźne zabijają, a my, nie doświadczając epidemii od lat, zapomnieliśmy o tym. To ma kilka skutków, m.in. wynajdujemy coraz mniej antybiotyków. Po złotej erze produkcji leków, przez ostatnie 30 lat wynaleźliśmy ledwie trzy nowe specyfiki, za to dużo starych nazywamy na nowo i stosujemy coraz powszechniej, co prowadzi do tego, że drobnoustroje stają się na nie oporne. Oczywiście, akurat antybiotykami nie można zwalczać wirusów, ale przecież pojawiają się coraz groźniejsze bakterie. Zgnuśnieliśmy.
Tak po ludzku to trudno się dziwić. Ostatnie kilkadziesiąt lat w Europie to czas dobrobytu i pokoju. Poza mniejszymi wstrząsami świat pewnie zmierzał ku świetlanej przyszłości.
Po ludzku to absolutnie zrozumiałe, łatwo jest się przyzwyczaić do dobrego. Ten proces powtarza się w historii, często nie widać nadchodzącego kataklizmu. Ale ważne jest jednak, by starać się go rozpoznać i przygotować się, zanim będzie za późno.
Zachód nie był.
A powinien. Żyjemy w czasach obsesji prognozowania, jesteśmy nieustannie bombardowani informacjami, które mają udowodnić, że kontrolujemy przyszłość. Pandemia też była przewidywana. Przed możliwością jej wybuchu ostrzegało wiele publikacji, niektórzy naukowcy nawet wskazali, że uderzy w nas koronawirus. Ale się nie przygotowaliśmy. Czyli z jednej strony jesteśmy zarzucani zupełnie niewiarygodnymi prognozami wzrostu PKB z dokładnością do dziesiątych części procenta i ludzie robią na tym biznesy, a z drugiej mamy poważne ostrzeżenia przed zagrożeniem epidemicznym, które są ignorowane. Te zaniechania rodzą poważne skutki – nie tylko umierają ludzie i popadamy w kolejny kryzys ekonomiczny, ale też zmienia się układ sił na świecie. Być może, podobnie jak to miało miejsce po krachu w 2008 r., nastąpi dalsze wzmocnienie Azji, z Chinami na czele. A to oznacza, że czas świetności Zachodu skończy się szybciej.