A w jeszcze większym stopniu w interesie Polski, która powinna o Euro 2012 myśleć w kategoriach celów długoterminowych. I to nie tylko w zakresie infrastruktury sportu czy turystyki, ale przede wszystkim polityki zagranicznej.

Reklama

Zupełnie irracjonalny strach, że Euro 2012 może nam zostać odebrane, rodzi pomysły, że powinniśmy tę imprezę organizować sami. To bardzo niepokojące. Dlatego że mistrzostwa Europy, które odbędą się już za cztery lata, to nie cel sam w sobie, ale środek do celu. Politycznego, jaki Polska postawiła sobie już dawno: wciągnięcia Ukrainy do UE.

Ta wspólna organizacja mistrzostw to przecież krok w kierunku zbliżania Ukrainy do Europy. Premier i prezydent nie powinni zapominać, że gra toczy się nie tylko o to, gdzie i jak będzie zorganizowana sportowa impreza, ale jak będzie wyglądała przyszłość polsko-ukraińskich relacji. Dlatego nie należy patrzeć na Ukrainę jako na przeszkodę, kulę u nogi, która spowalnia nasze przygotowania. A stanie się tak, jeśli będziemy traktować Euro jako cel sam w sobie.

Szef UEFA przyjeżdża, żeby nas - Polaków i Ukraińców - zmobilizować. I nie chodzi o przyspieszenie doraźnych działań. W tej sprawie wiele już zostało zrobione - minister Grabarczyk podpisuje umowę o autostradach, minister Drzewiecki monitoruje przygotowanie stadionów. Zamiast czerwonego światła alarmowego świeci się teraz żółta ostrzegawcza kontrolka. Bardzo dobrze, że urzędnicy zajmują się tym, co do nich należy.

Reklama

Zamiast więc zastanawiać się, jakimi sposobami przekonać Michela Platiniego, że damy sobie radę, polski rząd powinien zrobić wszystko, by ściśle współpracować z Ukrainą. Niestety, takiej współpracy jeszcze nie ma. Tymczasem trzeba wspólnie z Ukraińcami przygotować się logistycznie, by tłumy kibiców, które będą się przemieszczać między polskimi i ukraińskimi stadionami, mogły to robić bez większych problemów. Nie widzę też wspólnych działań na rzecz tworzenia sieci połączeń między naszymi krajami, nie tylko na okres mistrzostw, ale również po nich.

O samych mistrzostwach powinniśmy myśleć jak o ciągłym sprawdzianie. Mamy jeszcze cztery lata. I ciągle nadrabiamy stracone pierwsze pół roku. Michel Platini przyjeżdża, by pokazać nam, że UEFA czuwa. To działanie psychologiczne, które ma nas jeszcze bardziej zmotywować. Nie ma więc powodów do paniki, ale nie ma też przyczyn, by popadać w samozachwyt. Widomym znakiem tego, jak ocenione zostaną nasze przygotowania, będzie moment losowania drużyn do mistrzostw Europy. To wtedy rozstrzygnie się, czy Ukraina i Polska uczestniczą w tej imprezie jako gospodarze czy muszą wywalczyć awans w eliminacjach.

I choć dla włoskich gazet jesteśmy wciąż jeszcze dzikim krajem, któremu Euro się nie należy, nie wolno nam traktować gróźb o odebraniu nam tej prestiżowej imprezy zbyt poważnie. Trzeba po prostu robić swoje. Tu i teraz, budując drogi i stadiony oraz ściśle współpracując z naszym wschodnim partnerem. Nie zapominając, że mistrzostwa dobiegną końca, a wypracowane relacje między Polską a Ukrainą zostaną.