Nie wierzyłam, że Rosja może zaatakować Gruzję. Wierzyłam, że Rosja to kraj, który chce być silny, aby inni się z nim liczyli, a przy okazji żeby jego obywatele mogli lepiej żyć. Wszystkich, którzy straszyli rosyjskim niedźwiedziem, uważałam za histeryków. "Są trochę inni od nas to prawda, myślą trochę inaczej. Wyznają politykę silniejszego, to prawda, ale nie są barbarzyńcami" - tłumaczyłam. Dzisiaj myślę, że byłam naiwna.

Reklama

Każdego kolejnego ranka budzę się z nadzieją, że może to już, że już dość wszystkich wystraszyli. Pokazali, do czego są zdolni. I każdego dnia słyszę o kolejnych bombardowaniach. O kolejnych ofiarach. O ludziach, którzy w kapciach uciekają ze swoich domów. A gdy ledwie żywi idą drogami, nie mając już niczego, w każdej chwili mogą umrzeć od pocisku, odłamka, bomby.

Nie zamierzam udawać bohaterki. Boję się. Praktycznie bez przerwy - tylko w różnym natężeniu. Gdy stałam na granicy między Gruzją i Osetią, między gruzińską armią, a ogarniętym ogniem Cchinwali, strach był wręcz fizyczny. Byłam pewna, że nie uda mi się zrobić kroku. Gdy na niebie pojawił się rosyjski samolot, poczułam się jak zwierzę uwięzione w klatce.

To strach, który nie słabnie nawet na chwilę, ściska głowę jak obręcz. Myśli się tylko o tym, że można już nigdy nie wrócić do domu. Patrzenie na ciała zabitych nie jest tak przerażające jak cierpienie ich bliskich. Rozpacz, bezradność, ból. Oczy, które nie rozumieją i które pytają: dlaczego? I to, że stoję obok i nie mogę nic zrobić. Że kiedy podchodzą do mnie i mówią: straciłem wszystkich, zburzyli mi dom, czy możesz mi pomóc? - muszę odwrócić wzrok. Bo nie mogę.

Reklama

Mężczyzna z Gori, który niósł na rękach zwłoki swojego brata ze zbombardowanego domu - cały czas mam go przed oczami. I przerażonych ludzi, którzy w panice rozbiegali się we wszystkie strony, gdy nad miastem słychać było szum silnika samolotu.

Spotykam ludzi, którzy stracili absolutnie wszystko. Patrzę na nich: zmęczonych, brudnych, głodnych i nie wiem, gdzie się podziać. Jestem ubrana i najedzona, wiem, że mam gdzie spać. Płaczę - to bardzo niebohaterskie. Pomarszczona staruszka, uciekinierka z osetyjskiej wioski, podchodzi do mnie i gładzi mnie po twarzy. Nie wiem, co mówi, ale wyglądała, jakby to było: wszystko będzie dobrze. Kobieta, która właśnie straciła wszystko, co miała, została w jednym ubraniu. Patrzy na mnie i mówi, że wszystko będzie dobrze. Nie chcę myśleć, kto straci, a kto zyska na tym konflikcie. Mam w nosie polityczne analizy. Marzę o tym, żeby obudzić się rano i usłyszeć: To już. Koniec tej wojny.