Anna Masłoń: Czy Europa jest dostatecznie skuteczna jako mediator w konflikcie w Osetii?
Jacek Saryusz-Wolski: Negocjacje w obecnej fazie konfliktu już coś dały, bo Rosjanie wstrzymują działania militarne...

Doszło jednak do bardzo krwawej wojny.
Korzenie tego konfliktu są bardzo głębokie. Gruzja to jeden z najważniejszych punktów na ziemi, a zwłaszcza na północnej półkuli. Chodzi o znaczenie geostrategiczne Kaukazu. Tam zawsze wybuchały wojny, ponieważ niemal od zawsze był to region sporny. Po drugie jest kluczowy dla bezpieczeństwa energetycznego jako trasa przesyłu surowców. Spór w tym przypadku jest tak naprawdę między Zachodem a Rosją, bo Gruzja i z jednej strony cały region uważana jest przez Rosję za część swojej strefy wpływów, z drugiej zaś Gruzja wybrała drogę demokratyczną, jest krajem głęboko europejskim w sensie kulturowym i cywilizacyjnym. Rosja gra tak naprawdę o odzyskanie kontroli nad krajami postsowieckimi, co oznacza powstrzymanie za wszelką cenę integracji tych krajów z Unią Europejską i NATO. Poza tym Rosja broni swojej pozycji monopolisty jeśli chodzi o tranzyt ropy i gazu, pragnie zapobiec powstaniu popieranej przez UE alternatywnej drogi przesyłu ropy i gazu.

Czyli jest tak, że Unia Europejska próbowała znaleźć wobec konfliktu rosyjsko - gruzińskiego taką taktykę, która nie drażniłaby Rosji, a zarazem podtrzymywała zachodni kurs Gruzji?

Gruzja jest objęta unijną polityką sąsiedztwa, ma z Unią umowę o partnerstwie i współpracy, ma ze strony Brukseli wsparcie finansowe. Krótko mówiąc, należy do kręgu krajów najbliższych Unii Europejskiej. Dzisiaj Unia nie mówi tego głośno, ale niewykluczone, że pewnego dnia Gruzja będzie miała również perspektywy formalnego członkostwa. Unia traktuje stosunki z Ukrainą i z Gruzją w kategoriach własnego bezpieczeństwa energetycznego. Gruzja ma również stać się członkiem NATO, popiera ją w tym większość krajów członkowskich, w tym Stany Zjednoczone. Zachód uznał więc, że Gruzja stanowi jego część zarówno w sensie euroatlantyckim, jak i europejskim. Temu właśnie sprzeciwia się Rosja.

Czy to interwencja europejskich przywódców sprawiła, że Rosja zdecydowała ten konflikt zbrojny zakończyć? Co miało pana zdaniem największe znaczenie: działania unijne, działania USA, inicjatywa przywódców państw wschodnioeuropejskich?
Chciałbym zaznaczyć, że jeśli chodzi o krwawą fazę konfliktu, to nie była ona skutkiem czyjegoś działania czy zaniechania, lecz obiektywnego konfliktu interesów między Gruzją, która jest demokratyczna i aspiruje do świata zachodniego, a Rosją, która chce zachować Gruzję i w ogóle południowy Kaukaz - przynajmniej w statusie neutralnym, czyli nie NATO-wskim, nie unijnym i podporządkowanym Rosji w sferze energetycznej. Te dwie racje się zderzyły. Sytuacja w republikach separatystycznych zaczęła się pogarszać już na wiosnę, kiedy prezydent Putin ustanowił specjalne stosunki z Osetią Południową i Abchazją, co wywołało bardzo gwałtowny protest zarówno ze strony USA, jak i Unii Europejskiej. Następnie odtworzono drogę kolejową z Rosji do Abchazji i przerzucono tam duże wojska. Potem ustanowiono tam status obecności rosyjskich wojsk łamiący wszystkie uzgodnienia, które dotyczyły niewielkiej liczbowo obecności wojsk rosyjskich jako sił pokojowych. Był to długi proces przygotowywania przez Rosjan takiego finału, jaki ostatecznie miał miejsce.

Dlaczego Rosja zdecydowała się tę operację zakończyć? Czy to jest ugięcie się pod presją opinii światowej?
Powtórzę: ze strony Rosji gra toczyła się o wzmocnienie swoich wpływów, a przynajmniej o neutralność tego postsowieckiego obszaru, który jest tak ważny jako obszar tranzytu gazu i ropy. Po drugie Rosja chciała przetestować, na ile świat Zachodu poważnie traktuje południowy Kaukaz jako element swoich interesów, część swojego świata. Ponieważ dostrzegła wahanie po stronie Zachodu na szczycie w Bukareszcie, powiedziała sprawdzam. I o to chodziło.

I okazuje się, że ta operacja była na tyle udana, że Rosja przekonała się, iż NATO, gdyby nawet chciało wprowadzić do Gruzji swoje wojska, to nie zrobi tego?
Koszty, które ponosi Rosja są coraz wyższe. Był nawet komunikat prezydencji francuskiej, który mówił, że zachowanie Rosji nie może nie wpłynąć na jej stosunki z UE. A więc gdzieś w tle są dopiero co na nowo otwarte negocjacje dotyczące umowy o stosunkach UE - Rosja, w którą zaangażowane jest już dużo interesów zarówno unijnych, jak i rosyjskich. I tutaj zarówno Stany Zjednoczone, jak i Unia, stanęły twardo po stronie integralności terytorialnej Gruzji, której przecież nikt dotąd włącznie z Rosją nie kwestionował. Została ona przecież zapisana w rezolucji Rady Bezpieczeństwa ONZ, za którą także Rosja głosowała. Został więc naruszony pewien kanon prawa międzynarodowego jakim jest naruszanie integralności terytorialnej państwa.

Jak teraz Unia będzie postępować w stosunku do Rosji? Czy możemy się spodziewać, że bardziej zdecydowanych niż do tej pory działań, także ze strony Niemiec, które w oczywisty sposób są zainteresowane jak najlepszymi stosunkami z Rosją?
Unia będzie raczej unikała dokonywania jakichkolwiek rozstrzygnięć, co do genezy konfliktu, bo wiadomo, że mogą się pojawić między państwami członkowskimi zasadnicze różnice. Natomiast długofalowo jest dla Unii Europejskiej oczywiste, że działania Rosji oznaczają zakwestionowanie demokratycznych gruzińskich wyborów geopolitycznych, na co Unia nie może dać przyzwolenia. Bo jeśli wobec Gruzji można tak postępować, to dlaczego nie gdzie indziej? Chciałbym zwrócić uwagę na jeszcze jedną rzecz: dzisiaj w rozmowie dla BBC World Dawid Bakradze, przewodniczący parlamentu gruzińskiego, dokonał bardzo ciekawej historycznej paraleli między sytuacją z Czechosłowacji tuż przed Anschlussem Sudetów i sytuacją aktualną. Rzeczywiście są uderzające podobieństwa - w obu przypadkach obywatelstwo ludzi, którzy mieszkają na terenie innego kraju, zostało uznane za podstawę do zmiany granic.

Jeżeli zgadza się pan z tą analogią, to czy pana zdaniem reakcja przywódców europejskich była wystarczająca? W przededniu II wojny światowej Europa liczyła na to, że polityka ustępstw wystarczy, by uspokoić Rzeszę. A czy uspokoi Rosję?
Słyszałem w BBC dziennikarza, który zaatakował Bakradze, pytając, czy to, na co zdecydowali się Gruzini, to nie była fundamentalna pomyłka strategiczna z ich strony. Ciśnie się na usta w odpowiedzi, że swego czasu zachodnia Europa popełniła fundamentalną pomyłkę strategiczną, gdy pozwoliła na sytuację czechosłowacką, a potem sama musiała się bronić. Pytanie brzmi - czy to Gruzini popełnili błąd, czy też Zachód, NATO, w odpowiednim czasie nie zareagowały? Ja jestem zwolennikiem tej drugiej wersji.

A jak konflikt w Gruzji zmieni europejskie myślenie o bezpieczeństwie energetycznym?
Gruzja to główna, alternatywna wobec Rosji droga przesyłu ropy i gazu z Azji centralnej do Europy. Przecież nie przypadkiem to wszystko jest związane z projektem rurociągu Nabucco. Już była reakcja cen ropy na rynku, kiedy ten konflikt wybuchł, była też reakcja na rosyjskich giełdach papierów wartościowych. To wszystko świadczy o tym, że wojna na Kaukazie ma szersze konsekwencje niż tylko geopolityczno-energetyczne. Przez Gruzję przechodzi przecież milion baryłek ropy dziennie.

Więc Unii będzie tym bardziej zależeć na spokoju w tym regionie?
Problem polega na tym, że dróg alternatywnych tak wiele nie ma. Albo przez ten przesmyk kaukaski, czyli Gruzję, albo przez Iran, o którym na razie nie ma nawet co myśleć jako o dostawcy. Są jeszcze Emiraty Arabskie, ale one też są bardzo mocno osadzone w kontekście konfliktu irańsko-irackiego i sytuacji w Zatoce. Przez Gruzję wiedzie tak naprawdę jedyna droga, jeśli nie, to monopol rosyjski zostanie całkowicie potwierdzony.

Co będzie dalej?
Myślę, że nie można jeszcze o konflikcie mówić w czasie przeszłym. Na pewno to redefiniuje postrzeganie Rosji przez Unię Europejską, pokazuje do jakich środków jest gotowa się odwołać. Zmusza też Europę i Amerykę do wyraźniejszego określenia swojej polityki w obszarze i Kaukazu, i Azji środkowo-wschodniej.

A jak pan ocenia zaangażowanie polskich przywódców w ten konflikt?
Sądzę, że Polska zachowała się bardzo dobrze i bardzo dobrze wypadła. Wystąpiła w roli lidera mobilizującego kraje bałtyckie i wszystkie inne nowe kraje UE, a z drugiej strony wykonała ruch słuszny mówiąc, że teraz jest to sprawa do rozwiązania dla Unii Europejskiej.




































Reklama

p



Jacek Saryusz Wolski - wiceprzewodniczący PO, szef Komisji Spraw Zagranicznych PE