Prezydent Lech Kaczyński występując na manifestacji w Tbilisi, wspierany przez przywódców Litwy, Estonii, Ukrainy, Łotwy i Gruzji, mówił, że Rosja przez swoją interwencję w tym kaukaskim kraju pokazała swoją prawdziwą twarz, która jest znana w państwach Europy Środkowo-Wschodniej od wielu lat. "Ten sąsiad uważa, że narody wokół powinny mu podlegać. My mówimy nie!" - tymi słowami polski prezydent wzbudził prawdziwy entuzjazm zebranych w centrum Tbilisi Gruzinów.

Reklama

Jednak na wiwaty ze strony polityków Platformy Obywatelskiej Lech Kaczyński liczyć nie może. W "Sygnałach Dnia" szef klubu parlamentarnego tej partii, Zbigniew Chlebowski, oświadczył, że to było niedobre wystąpienie.

"Inicjatywa wyjazdu, pewien gest solidarności z narodem gruzińskim, to było być może ważne. Słowa wypowiedziane - niepotrzebne, zbyt emocjonalne" - podkreślał. Dodał, że to, "co Polska mogła zrobić, zrobiła". "Zrobił to polski rząd" - dodał.

Szef klubu parlamentarnego partii Donalda Tuska ma pretensje do szefa polskiej dyplomacji, który towarzyszył przywódcom pięciu krajów w ich podróży do Gruzji. "Nie upilnował" - powiedział Chlebowski o misji Radosława Sikorskiego, który według wcześniejszych wypowiedzi otoczenia premiera, miał zadbać, by prezydent nie mówił niewygodnych rzeczy dla Moskwy.

Chlebowski dodał, że teraz trzeba apelować do prezydenta o podpisanie przez niego traktatu lizbońskiego, bo on "wprowadza w Unii przede wszystkim wspólne zasady dotyczące polityki zagranicznej, wprowadza ministra spraw zagranicznych, dzięki czemu Unia może reagować bardzo szybko, a nie dopiero po sześciu dniach".

Wyjazd Lecha Kaczyńskiego do Tbilisi skrytykował też szef resortu obrony Bogdan Klich. "Dość sceptycznie ocenialiśmy w rządzie plan wyjazdu prezydenta Kaczyńskiego do Gruzji z tego powodu, aby Polska nie była postrzegana jako ten kraj, który jest stroną w tym konflikcie" - powiedział.