Żeby żołnierz miał swojego psa, ten ostatni musi trafić do armii zgodnie ze specjalną instrukcją. Liczy ona ponad 200 punktów, które szczegółowo opisują, jak i od kogo można kupić psa, jak uczyć go wykrywania materiałów wybuchowych i narkotyków, jak pies ma atakować i jak bronić, z jakiej miski ma jeść, jak „testowana ma być sprawność użytkowa psów” i wreszcie, jaki los spotka psa służbowego, gdy już trafi na emeryturę. Ale szczegółowość Instrukcji o gospodarce psami służbowymi w służbach zbrojnych RP bardzo często nie chroni zwierząt przed nieprawidłowościami, nadużyciami i wreszcie smutnym psim końcem.
Zasady określa instrukcja
Zasady zakupu, szkolenia, utrzymania, wykorzystywania testowania sprawności użytkowej psów, a także ich przekazywania i wycofywania ze służby określa Instrukcja o gospodarce psami służbowymi. Jak pies trafia do wojska? Po ogłoszeniu przetargu hodowcy mogą zgłaszać się z psami do Wojskowego Ośrodka Farmacji i Techniki Medycznej, gdzie specjalnie powołana komisja ocenia, czy psy nadają się do służby. Choć wojsko czasami korzysta z porad psich behawiorystów – specjalistów od zachowania i czytania mowy ciała psów, to taka osoba nie jest obecna podczas wybierania psów do służby.
Zgodnie z Regulaminem Zasad Pozyskiwania Psów do Służby w Siłach Zbrojnych RP hodowcy muszą przedstawić komisji książeczkę zdrowia i aktualne świadectwo szczepienia przeciwko wściekliźnie, zdjęcia radiologiczne wykluczające dysplazję stawów (to wada wrodzona, bardzo często spotykana u owczarków niemieckich, które są popularną rasą psów służbowych, coraz częściej pojawia się też u owczarków belgijskich i holenderskich, które zyskują popularność w służbach; dysplazja z czasem uniemożliwia pracę psu służbowemu) oraz dokument potwierdzający, że są właścicielami psa – rodowód lub paszport. O ile sprawa paszportu jest jasna – wystawia go weterynarz i można wyrobić każdemu psu, nie tylko rasowemu, wystarczy, żeby był zachipowany – to przy rodowodach pojawia się problem. Prawdziwy rodowód wystawić może tylko Związek Kynologiczny w Polsce, ale pseudohodowle znalazły na to sposób – zakładają stowarzyszenia, które wystawiają rodowody, tyle że te dokumenty są nic nie warte.
"Pracuje pies, nie rasa"
Niektóre hodowle same wystawiają sobie rodowody, podrobienie rodowodu ZKWP też nie jest trudne, a WOFiTM w żaden sposób nie weryfikuje informacji zawartych w dokumentach psa – mówi st. sierż. rez. Jakub Michalski, były przewodnik psa w Żandarmerii Wojskowej, obecnie trener psów w K9 Worksystem. Kierownik Kursu Szkolenia Przewodników i Tresury Psów, major Stanisław Majoch mówi, że dla wojska rodowód nie ma większego znaczenia, bo do armii przyjmuje się nie psy wystawowe, tylko pracujące. Nie liczy się też czystość rasy. Pracuje pies, a nie rasa – mówi major Majoch. Trudno się z tym nie zgodzić, nawet wśród psów rasowych z najlepszymi rodowodami trafiają się egzemplarze, które nie nadają się do pracy. Tylko czy komisja po jednym spotkaniu z psem rzeczywiście jest w stanie ocenić jego zapał do pracy? Zdarzają się psy, które podczas zakupu zachowują się normalnie, a po dwóch dniach, już w kojcu, zaczynają szaleć. Prawdopodobnie hodowca podał im leki, ale tego nie ma jak sprawdzić – mówi jeden z przewodników.
Zanim armia zdecyduje się na zakup psa, jego stan zdrowia sprawdzają wojskowi weterynarze. Dostałem psa, który w ogóle nie nadawał się do służby. Pies miał dwa lata i dysplazję, ale weterynarz tego nie wykrył na czas – mówi były żołnierz i przewodnik psa, Tomasz Cygiel. Na szkolenie została zakwalifikowana szczenna suka. Rzekomo w Celestynowie przeszła badanie USG, ale lekarz nie wykrył ciąży. Winę próbowano zrzucić na przewodnika, że niby nie dopilnował psa, ale kolejne badanie wykazało, że gdy suka trafiła na kurs, była już w dwutygodniowej ciąży – mówi Michalski. Kwalifikacje do służby przeszedł również pies bardzo lękowy, który bał się absolutnie wszystkiego. Dodatkowo był wnętrem, nie wiem, jak weterynarz mógł to przeoczyć – dodaje były przewodnik. Pies lękowy nie sprawdzi się w roli psa służbowego, ponieważ nie można na nim polegać. Nie ma pewności siebie i często nie wykazuje chęci do pracy lub tę pracę przerywa, przez co może narazić życie żołnierzy.
Po testach psy wraz z przewodnikami trafiają na szkolenie, gdzie instruktorzy szkolą ich pod kątem pracy, którą będą wykonywać. Według Instrukcji o gospodarce psami służbowymi przewodnikiem psa może zostać żołnierz, który wyrazi pisemną zgodę na pełnienie tego rodzaju służby, jest zdrowy, ukończy szkolenie specjalistyczne na przewodnika psa służbowego i uzyska pozytywną ocenę z egzaminu końcowego.
"Niektórzy, przychodzą tu tylko po to, żeby zdobyć wyższy stopień"
Wielu przewodników to ludzie kochający psy, z pasją do pracy z tymi zwierzętami, ale trafiają się też osoby, które nie mają o nich pojęcia. Niektórzy przychodzą tu tylko po to, by zdobyć wyższy stopień, nic nie wiedzą o psach, o ich zachowaniu – mówi emerytowany przewodnik psa o specjalności wykrywania materiałów wybuchowych w Wojsku Polskim, który woli pozostać anonimowy. „Niestety, wciąż jeszcze trafiają się ludzie, którzy nadal wierzą w teorię dominacji i próbują poskramiać psy” – przyznaje dr n. wet. Jagna Kudła, którą KSPiTP czasami prosi o konsultacje psów służbowych. Ale w Wojsku Polskim coś się zmienia, świadczy o tym choćby fakt, że proszą o konsultacje behawioralne – dodaje dr Kudła. Szkolenie w Celestynowie jest obciążające dla psa. Agresja wielu psów po takim szkoleniu oparta jest na lęku” – mówi Jakub Michalski. Takiej agresji nie da się kontrolować, szczególnie jeśli pies boi się również własnego przewodnika, bo wtedy tę agresję może skierować również na niego. „Znam przypadek psa, który zaatakował własnego przewodnika. Wcześniej został zakwalifikowany na szkolenie jako pies >>mocny, cięty<<, bo gdy zaatakował pozoranta, nie chciał go puścić. Gdy drugi raz pogryzł przewodnika, został wycofany ze służby” – dodaje Michalski.
Teoretycznie szkolenie trwa pięć miesięcy, w tym czasie pies szkolony jest codziennie. Nasze szkolenie miało trwać cztery miesiące. W praktyce przez prawie dwa miesiące nie mieliśmy zakupionych psów. Później zapadła decyzja o przedłużeniu kursu o miesiąc, czyli w trzy miesiące mieliśmy wyszkolić psy służbowe. Przecież to żart. Szkolenie zwykle trwało tylko dwie godziny dziennie, a zdarzało się, że instruktor w ogóle się nie pojawiał i wtedy świeżo upieczonym przewodnikom w szkoleniu pomagali bardziej doświadczeni koledzy – mówi Jakub Michalski. To prawda, czasem zdarza się, że instruktorzy są nieobecni. Ale to jest wojsko i niekiedy mają oni inne, wynikające ze służby wojskowej, obowiązki – instruktor albo siedzi na służbie, albo przyjmuje rezerwę albo w jednostce jest dzień gotowości bojowej – mówi kierownik Kursu. Ale nie tylko czas poświęcony na szkolenie budzi kontrowersje.
Metody szkolenia
Przewodnicy psów krytykują również metody szkolenia. W ośrodku w Celestynowie stosuje się system szkolenia czerpiący z teorii dominacji, gdzie stosowano przymus, by zmienić zachowanie psa. Wszystkie służby na całym świecie szkolą psy tak samo. Sposoby i metody szkolenia wszędzie są takie same, indywidualnie dobierane do psa. Psy zrównoważone szkoli się metodą pozytywną. Kiedy bierzemy psa od szczeniaka, możemy sobie pozwolić na pozytywne szkolenie i poświęcić na naukę więcej czasu. My bierzemy psy w wieku od roku do dwóch i pół roku. Czasami trzeba psa skarcić. Czasami trzeba psa zmusić. Jeżeli padła komenda, pies musi ją wykonać. Do psa trzeba podchodzić indywidualnie i indywidualnie dobierać metody szkolenia. Przy szkoleniu psów cywilnych można sobie pozwolić na dłuższe ćwiczenie komend. My na wyszkolenie psa służbowego mamy tylko pięć miesięcy” – mówi major Majoch.
W szkoleniu psów służbowych wykorzystuje się cztery metody: kontrastową, mechaniczną, smakowo-wyróżnieniową i wspomagającą; są one takie same na całym świecie. My w naszym szkoleniu wykorzystujemy metodę kontrastową, bo jest ona dla nas najbardziej optymalna. To połączenie metody mechanicznej i smakowo-wyróżnieniowej – mówi doświadczony instruktor KSPiTP, Alojzy Kwaśniewski. Metoda kontrastowa polega na nieznacznym fizycznym przymuszaniu psa i nagradzaniu smakołykami. Kompetencje instruktorów z KSPiTP pozostawiają wiele do życzenia. To często osoby stosujące metody szkoleniowe z czasów PRL-u – mówi jeden z byłych przewodników.
Zajęcia z posłuszeństwa polegały głównie na krzyczeniu do psa >>Równaj!<< i szarpaniu za smycz – dodaje drugi przewodnik. Podczas mojego kursu brakowało mi wskazówek, rad od instruktora. Na kursach w innych ośrodkach poznałem ludzi, którzy chętnie dzielili się wiedzą, instruowali, pomagali – i to bezinteresownie. Po kursie w Celestynowie to było coś nowego – mówi Tomasz Cygiel. Byli przewodnicy zgodnie przyznają, że ich intencją nie jest piętnowanie konkretnych osób, a systemu, który jest przestarzały i nie zmienia się od lat. Jeden z instruktorów, choć to stara szkoła, to człowiek z pasją i zawsze można było na niego liczyć. Niestety zatrudniony był tylko na część etatu i rzadko mieliśmy z nim zajęcia – mówi jeden z nich.
Przestarzałe metody
Kadra instruktorów KSPiTP nie doszkala się za granicą. Jeździmy na zjazdy Polskiego Związku Przewodników Psów Służbowych. Przyjeżdżają tam prawdziwi zapaleńcy ze wszystkich służb mundurowych i wymieniają się doświadczeniami z psami. Główną wiedzę czerpiemy właśnie z tych zjazdów. Oczywiście mogę wysłać moich ludzi na kursy zagraniczne, ale co mi to da? Wszędzie jest to samo, instruktor nie przywiezie nowych rzeczy, a ja na czas jego nieobecności muszę zamknąć kurs, bo nie mam ludzi do pracy – mówi major Majoch. Kwestie kadrowe to problem, który może rzutować na jakość kursu. Major Majoch przyznaje, że chciałby mieć większy zespół. Ale w jednostce nie więcej ma etatów.
To właśnie między innymi ze względu na przestarzałe metody i techniki szkolenia podczas tworzenia jednostki K9 w GROM-ie psów nie szkolono w Celestynowie. Twórcy tej elitarnej formacji, nim zaczęli szkolić psy, zapoznawali się z technikami szkolenia i badaniami zachowań psów. Zastosowali zupełnie inne metody, bo wiedzieli, że psa motywuje osiągnięcie sukcesu, a metoda krzyku jest po prostu szkodliwa. Uczyli się więc od swoich amerykańskich, brytyjskich, kanadyjskich, niemieckich, norweskich i francuskich kolegów.
Psy, które przejdą szkolenie, trafiają do różnych jednostek. Instrukcja o gospodarce psami służbowymi reguluje obowiązki dowódców jednostek i przewodników względem psów. Dowódcy kontrolują przydatność psów do służby, odpowiadają za zaopatrzenie przewodników w niezbędny sprzęt, przechowywanie próbek zapachów, do których wyszukiwania zostały wyszkolone psy oraz za zapewnienie przewodnikom czasu na szkolenie i opiekę nad zwierzęciem.
Ile czasu na pracę z psem?
Teoretycznie żołnierz przewodnik powinien poświęcać psu dwie godziny dziennie, w ramach swojego czasu pracy. W praktyce nie zawsze jest na to czas, czasami dowódca deleguje przewodnika do zupełnie innych zadań i całymi dniami przewodnik nie trenuje z psem – mówi Jakub Michalski. Potwierdza to Tomasz Cygiel: Ja miałem dwie specjalności, więc bywało tak, że zmuszony byłem zajmować się zupełnie inną pracą niż praca z psem. Pies jest na samym końcu, najpierw są wszystkie inne obowiązki żołnierza. Mało kto przestrzega tych przepisowych dwóch godzin na psa – mówi jeden z przewodników. Ale zdarza się też, że wina leży po stronie przewodnika. Nie każdy przewodnik zajmuje się psem z takim samym oddaniem, dla niektórych zwierzę staje się kulą u nogi. Major Stanisław Majoch pamięta psy, które bardzo dobrze zdały egzamin kończący pięciomiesięczny kurs w Celestynowie, natomiast później nie przechodziły atestacji, co dobitnie pokazywało, że przewodnicy z nimi nie pracowali.
Psy, kiedy nie ćwiczą i nie pracują, przebywają w kojcach. Same, bo przewodnicy wykonują w tym czasie inne zadania. U niektórych pojawiają się problemy emocjonalne, w tym choroba kojcowa.Psy służbowe często należą do ras wykazujących większą pobudliwość od innych psów. Kiedy pobudliwość zwierzęcia staje się źródłem problemów behawioralnych, zalecam zwiększenie przewidywalności otoczenia – zmniejszenie ilości bodźców, na które narażony jest pies i przede wszystkim regularny kontakt z przewodnikiem. To ostatnie jest bardzo ważne – kiedy już stworzymy więź z psem, musimy ją utrzymywać – mówi dr n. wet. Jagna Kudła. Równie ważne jest to, aby psy regularnie wychodziły na spacery – dodaje. To bardzo mądre zalecenia. Mimo to niestety nie wszystkie psy służbowe mogą liczyć na to, że te zalecenia zostaną wprowadzone w życie.
Barbara Mińska - dziennikarka, tłumaczka, trenerka brainworku, na co dzień wykorzystuje zabawy węchowe w terapii wspomagającej psy lękowe i psy po traumach.