Polski rząd i strona unijna jeszcze bardziej się okopały wzdłuż linii frontu, nie wiedząc, czy cała wojna ma jeszcze sens. Nadzieje na szybki kompromis oddaliły się jeszcze bardziej, zwiększyły się za to szanse na dociśnięcie pedału gazu wpierw przez Parlament Europejski (głosowanie nad rezolucją ws. Polski już w czwartek), a chwilę potem – przez Komisję Europejską. Oczywiście debaty w europarlamencie zawsze są jakąś formą politycznego teatru, pytanie tylko, czy raz na jakiś czas tworzy to nowe polityczne fakty. Wczoraj jednak sprawy nie posunęły się do przodu, a jeśli nawet, to w kierunku niezbyt korzystnym dla polskiego rządu. Generalnie z obu stron sporu usłyszeliśmy zestaw tych samych argumentów.

Debata pokazała zagmatwaną sytuację

Można drwić z pompatycznych tonów, w jakie uderzała szefowa KE Ursula von der Leyen (wartości unijne, odwołania do Jana Pawła II, Lecha Wałęsy i Lecha Kaczyńskiego, wypowiedziane łamaną polszczyzną Niech żyje Polska, niech żyje Europa). Ale wczorajsza debata pokazała, jak bardzo zagmatwana jest w Brukseli sytuacja wokół Polski. Rzuca się to w oczy, tym bardziej że rząd – żonglując momentami zupełnie racjonalną argumentacją – nie potrafił wokół tak fundamentalnej sprawy zbudować sojuszu państw, wykraczającego poza Węgry, które grają we własną grę.
Reklama
Reklama