DGP: Na granicy z Ukrainą Federacja Rosyjska zgromadziła znaczne siły. W ostatnich tygodniach te wojska wykonują nietypowe ruchy, a sojusznicy ostrzegają o niebezpieczeństwie. Czy rząd Ukrainy spodziewa się kolejnej rosyjskiej inwazji?

Reklama
Maria Piechowska: Przy tej granicy Rosja skoncentrowała ok. 90 tys. żołnierzy. Tego typu działania odbywają się co jakiś czas – do ostatniej eskalacji na granicy doszło wiosną tego roku. Celem jest testowanie odpowiedzi Ukrainy. Ze strony zachodnich partnerów Kijowa, głównie Stanów Zjednoczonych, przyszedł jasny komunikat, że może dojść do jakiejś formy eskalacji. Ukraińcy na początku ograniczyli się do stwierdzenia, że to tylko element wojny psychologicznej. Później uznali, że sytuacja jest groźna. Nie jesteśmy jednak w stanie przewidzieć, czy faktycznie dojdzie do ataku, polityka rosyjska jest nieprzewidywalna.
W 2014 r. siły rosyjskie zajęły Krym praktycznie bez walki. Gdyby dziś doszło do agresji, to jak zachowałoby się wojsko ukraińskie?
To już zupełnie inna armia. Wtedy była przestarzała, jeśli chodzi o wyposażenie i procedury, nie była w stanie odpowiednio zareagować. Ale od tego czasu doszło do olbrzymiej reorganizacji i przystosowania do procedur na wzór NATO. Na pewno Rosjanom byłoby znacznie trudniej. Dlatego mało prawdopodobne wydaje się teraz ich wejście na Ukrainę. Cena tego byłaby bardzo wysoka. Długofalowym celem Rosjan jest destabilizacja Ukrainy, wzmocnienie nastrojów antyeuropejskich i prorosyjskich, a później przywrócenie tego państwa do swojej strefy wpływów.
Reklama