Maciej Miłosz: Podczas naszej grudniowej rozmowy o sytuacji na granicy ukraińsko – rosyjskiej mówił pan, że „potencjał, który zgromadzili Rosjanie przy granicy jest niewystarczający do przeprowadzenia operacji zaczepnej dającej gwarancje powodzenia” i że choć Rosja jako państwo ma oczywiście nad Ukrainą przewagę, to na tym konkretnym kierunku to nie wystarczy. Co się zmieniło przez ostatnie dwa miesiące?

Reklama

Gen. Waldemar Skrzypczak*: Rosjanie wzmocnili swój potencjał w tym regionie. Ale moim zdaniem jest on nadal niewystarczający, by przeprowadzić operację wielkoskalową na obszarze całej Ukrainy, rozbić armię ukraińską, pozbawić ją możliwości do obrony i pozbawić zdolność narodu ukraińskiego do oporu. Ten potencjał, który zgromadzili daje im przewagę potencjału nad Ukraińcami w stosunku trzy do jednego. Podkreślam, że tu nie chodzi o liczbę żołnierzy, ale o potencjał. Pod względem liczby żołnierzy te siły są podobne ponieważ armia ukraińska ma ok. 140 tys. żołnierzy w okopach. Ale różnica w uzbrojeniu i wyposażeniu daje Rosjanom wspominaną przewagę trzy do jednego.

Mówił pan, żeby uderzenie się udało to na głównym kierunku natarcia przewaga atakujących musi wynosić 5 – 6 do jednego.

Wojsko rozróżnia obronę przygotowaną zawczasu, czyli stałą, gdzie żołnierze przygotowują się od miesięcy, artyleria ma swoje stanowiska, drogi są wytrasowane, pola minowe założone, uzbrojone itd. oraz obronę doraźnie przygotowaną, na której stworzenie obrońcy mają dwa-trzy dni, a czasami i mniej. Obronę doraźnie przygotowaną przełamuje się z przewagą trzy do jednego, ale taką zawczasu właśnie mając przewagę sześć do jednego. Ukraińcy mają teraz obroną zawczasu przygotowaną, a Rosjanie potencjał do przełamania obrony doraźnej. Rosyjscy dowódcy, których uważam za dobrze wyszkolonych, nie podejmą decyzji by tą obronę przełamywać.

Reklama

"Wielkie straty rosyjskiej armii"

Reklama

Ale to chyba jednak będzie decyzja nie dowódców, a prezydenta Putina.

Ale ten polityk słucha też w pewnym stopniu wojskowych, a taki rozkaz spowoduje wielkie straty armii rosyjskiej, z których jakoś trzeba się będzie wytłumaczyć.

Baza wojskowa w Belbek na Krymie podczas rosyjskiego szturmu w 2014 roku / PAP Archiwalny / Jakub Kamiński

Mówi pan, że ten potencjał nie wystarczy by zająć Ukrainę i rozbić armię ukraińską. Ale do czego ten potencjał wystarczy?

Rosjanie gromadzą wojska w wybranych rejonach i prawdopodobnie tam planują wykonanie uderzeń. Wojsk nie gromadzi się równomiernie wszędzie, tylko tak by budować przewagę. Np. na północy wzdłuż linii Dniepru zgromadzono 1 Armię Gwardii Pancernej, która ma duży potencjał. Ale Ukraińcy też tam mają swoje wojska, bo wiedzą, że to teren dogodny do natarcia na Ukrainę. Obie strony chcą budować przewagę – Rosjanie tam gdzie chcą uderzyć, a Ukraińcy na tych kierunkach, gdzie rozpoznają koncentrację Rosjan.

"Wynik wojny trudny do przesądzenia"

Nie podejmę się prognozowania, wynik tej wojny jest trudny do przesądzenia. Pytaniem otwartym pozostaje, jak będą działali Rosjanie? Czy zgodnie ze swoimi dokumentami doktrynalnymi? Oni zawsze stawiają na zaskoczenie, ale w tym wypadku jest to oczywiście niemożliwe, ponieważ wszyscy monitorują ruchy wojsk, nawet na poziomie pojedynczego czołgu. A zaskoczenie u Rosjan to klucz, u nich bardzo rozwinięte jest maskowanie operacyjne – prowadzą działania pozorne w jednym rejonie, by uderzyć w innym. Ale to teraz będzie trudne.

To jak przebiegałby taki atak "zgodnie z podręcznikiem"?

Gdy obrona jest przygotowana zawczasu, to Rosjanie rozpoczynają powietrzną operacją zaczepną. Najpierw następują uderzenia rakietowe i artyleryjskie na systemy obrony powietrznej przeciwnika, następnie na celowniku lotnictwa uderzeniowego są centra dowodzenia i kierowania. Gdy środki obrony przeciwlotniczej są zniszczone, bądź zakłócone i lotnictwo rosyjskie ma przewagę w powietrzu, to dokonuje uderzenia głównie na struktury obrony, na odwody, by nie mogły się ruszyć z miejsca. Nie sądzę by atakowali infrastrukturę krytyczną, bo to będzie się wiązać z dużą liczbą ofiar cywilnych. A oni nie chcą nienawiści Ukraińców.

Rosyjskie czołgi / PAP Archiwalny / ZURAB KURTSIKIDZE

"Rosjanie mają dobrze rozpoznanych Ukraińców"

Jak duży wpływ na całą sytuację i ogólny bilans miały ostatnie dostawy broni przez sojuszników? Ukraińcy otrzymali m.in. zestawy przeciwpancerne Javelin z USA, granatniki z Wielkiej Brytanii, czy systemy przeciwlotnicze Stinger z Litwy, czy Pioruny z Polski.

To jest broń wykorzystywana na poziomie taktycznym, do walki na bliskie odległości z czołgami i statkami powietrznymi w odległości maksymalnie 5 – 8 km, głównie śmigłowców i dużych bezzałogowców oraz lotnictwa szturmowego tzw. bezpośredniego wsparcia nacierających wojsk. Lotnictwo rosyjskie w pierwszej fazie operacji będzie uderzało ze znacznie większych odległości. Jeśli dojdzie do wojny, to w pierwszych dniach ten sprzęt nie będzie przydatny. W pierwszych dniach będzie prowadzone kruszenie OPL – zarówno Rosjanie mają dobrze rozpoznanych Ukraińców, jak i na odwrót. Rosjanie na pewno będą też mocno używać zakłóceń radioelektronicznych, które będą miały oślepić ukraińskie środki do rozpoznania.

Po uderzeniach rakietowych i lotniczych na obronę i ocenieniu, że struktura obrony jest naruszona rozpocznie się atak wojsk pancernych i zmechanizowanych, czołgami i wozami piechoty przy wsparciu ataków rakietowych i artyleryjskich oraz desantów powietrznych. Atak następuje tylko na wybranych kierunkach i ma na celu ostateczne rozbicie obrony. Okrążenie sił przeciwnika i ich likwidacja oraz zdobycie wyznaczonych obiektów np. miast, obiektów przemysłowych, kluczowych węzłów komunikacyjnych. A cel zasadniczy to pozbawienie przeciwnika zdolności i woli do obrony oraz kontynuacji wojny.

I w tej fazie sprzęt dostarczony sojuszników będzie bardzo przydatny do zwalczania czołgów, wozów opancerzonych i śmigłowców.

"Od rozkazu do operacji potrzeba trzech dni"

Amerykanie różnymi kanałami ostrzegają, że agresja rosyjska jest tuż tuż, zachodni sojusznicy mniej lub bardziej się z tym zgadzają. Ukraińcy tonują nastroje i wskazują na to, że podobna sytuacja jest od kilka miesięcy, a Rosjanie się z tego wprost śmieją i mówią, że to jakaś histeria Zachodu. Wejdą czy nie wejdą?

Jestem przekonany, że wywiad amerykański bazuje na informacjach spreparowanych przez Rosjan. Scenariusz i plan tej wojny zna bardzo wąskie grono ludzi wokół Putina, którzy jeszcze rozkazu do operacji nie wydali. Od rozkazu do operacji potrzeba trzech dni. Wojska są przygotowane. Nie wierzę w to, że wywiad ma informacje, bo w takich wypadkach Rosjanie potrafią dochować tajemnicy – to nie Europa Zachodnia, gdzie ważni politycy wynoszą dokumenty dziennikarzom. Byłbym bardzo ostrożny w jakimkolwiek definiowaniu terminów ewentualnego wybuchu wojny. Przecież do tej pory było ich już kilka. W tej chwili wojska rosyjskie stoją 100 – 120 km od granicy. Sygnałem do rozpoczęcia operacji będzie to, gdy wojska zaczną się przesuwać z rejonów wyjściowych w stronę granicy. By rozpoczęła się operacja ich artyleria musi wyjść dobę - dwie wcześniej. Jak przemieszcza się dywizja pancerna, to i tak musi stanąć w odległości 10 – 15 km od granicy, by dotankować i wszystko sprawdzić. Wtedy prowadzi się rekonesanse do uszczegółowienia zadań w terenie. Tak więc o tym, że operacja się zaczyna będzie widać po masie wojsk zmierzającej w stronę granicy. Na razie nic takiego nie widzimy.

W mediach pojawiła się też kilka tygodni temu informacja, że Rosjanie gromadzą zapasy krwi i dlatego zaraz dojdzie do agresji. To faktycznie jest identyfikator tego, że zaraz dojdzie do bardziej intensywnych działań wojennych, czy gra Rosjan?

Moim zdaniem gra Rosjan, którzy stawiają na łatwowierność Zachodu. To że w czasie ćwiczeń dwóch dywizji na Białorusi, czyli ok 30 tys. żołnierzy staje szpital polowy jest czymś naturalnym. W czasie takiego ćwiczenia rozwija się wszystkie elementy, także zabezpieczenie medyczne.

Myśli pan, że Rosjanie z Białorusi wrócą do siebie?

Armia białoruska jest w systemie dowodzenia operacyjnego armii rosyjskiej już od kilku lat. Wojsko białoruskie jest częściowo organizowane za pieniądze rosyjskie, Rosjanie je ćwiczą, białoruski system obrony przeciwlotniczej jest wpięty w rosyjski. Łukaszenka ze swoim wojskiem to sam może co najwyżej zrobić defiladę, ale na to musi się zgodzić Putin. Łukaszenka nie ma już w kwestii wojska białoruskiego zbyt wiele do powiedzenia.

"Putin musi wyjść z tego z twarzą"

Podczas naszej grudniowej rozmowy mówił pan, że "Putin chce być przy stole, chce być graczem decydującym o przyszłości Ukrainy".

I zdecydowanie to osiągnął. Odbiera wizyty najważniejszych polityków i pewnie ma z tego niezły ubaw.

Ale przecież te wojska na granicy nie mogą stać w nieskończoność.

Putin ma nadzieję, że Zachód jakoś mu ulegnie i wydaje się, że Niemcy i Francuzi mu troszeczkę ustąpią. A on na to liczy, bo wtedy będzie mógł odtrąbić w Rosji sukces. Np. takim jego sukcesem może być to, gdy separatyści z Donbasu będą mogli zasiąść przy stole negocjacyjnym w Mińsku. Putin musi wyjść z tego twarzą. Jestem daleki od tego, by mówić, że on chce wojny. Nikt o zdrowych zmysłach nie chce wojny, której nie może wygrać. Jeśli w Kijowie dalej będzie rządził prezydent Zełeński, to Ukraińcy stawią opór. A rosyjscy dowódcy nie są szaleńcami, nie chcą śmierci swoich żołnierzy. Ale Putin musi wyjść z tego z twarzą i tylko Zachód może mu na to pozwolić. Jeśli Zachód nie ustąpi w żadnym aspekcie, to Putin dokona jakiejś operacji w ograniczonym zakresie, która może być poprzedzona jakąś prowokacją. Jej wykonawcą może być właśnie Łukaszenka, ale to mogę też być działania w Donbasie, albo we wschodniej Ukrainie, gdzie wciąż jest trochę Rosjan marzących o Noworosji. Oni mogliby wzniecić jakieś powstanie i poprosić Putina o pomoc. Ale w takim wypadku to będzie szybka i ograniczona wojna.

Putin sprawdza zdolność NATO do reagowania. Z wojskowego punktu widzenia kilku członków sojuszu tego egzaminu nie zdało. Tutaj przykładem choćby Victor Orban. To czas na rewizję postaw tych sojuszników.

*Generał Waldemar Skrzypczak, były dowódca Wojsk Lądowych