Zbigniew Parafianowicz: Dlaczego rosyjskojęzyczny Charków nie uwierzył w pojęcie russkowo mira (rosyjskiego świata), które stworzył Władimir Putin dla uzasadnienia wojen w byłym ZSRR? Dlaczego Putin się pomylił? Przez wiele lat zapewniał i świat, i swoich obywateli, że rosyjskojęzyczna ludność takich miast czeka na wyzwolenie.
Serhij Żadan: Mam wrażenie, że Rosja i imperium, które próbuje budować, nie jest państwem nowoczesnym. Pojęcia, które tworzy, są nieadekwatne i błędne. Źle opisują świat. I mówię to bez rusofobii. Bez resentymentu. Tak jakby Putin nie rozumiał tego, jak bardzo świat się zmienił. Rosja żyje pojęciami z XX stulecia. Z tego wynikają też okropieństwa, które robi. Ukrainę przed tą drogą uratował rok 2014. Majdan i później wojna. Rosjanie myśleli, że tu na nich będą czekać ludzie z kwiatami. Byli pewni, że czołgi zostaną przywitane kwiatami. Jest taka wieś niedaleko stąd ‒ Kozacza Łopań. Niedaleko granicy z Rosją. Moi znajomi opowiadali, że to było pierwsze miejsce, gdzie pojawiły się rosyjskie czołgi w lutym tego roku. Do miejscowej ludności wyszedł rosyjski oficer i zapewniał, że on raz-dwa będzie w Kijowie i wszyscy będą mogli żyć jak w Rosji. „Będziecie mogli żyć tak jak my” ‒ powiedział. On naprawdę był przekonany, że Ukraińcy chcą być częścią Rosji. Dlatego jestem pewien, że w Rosji nie ma właściwej wiedzy na temat tego, jak my się bardzo zmieniliśmy od lat 90. Szczególnie od 2014 r. Po aneksji Krymu my się rozwijaliśmy, a oni zwijali. My budowaliśmy państwo, a oni zapadali się. Putin siedzi w bunkrze i tego wszystkiego nie widzi. W tym stosunku do Ukrainy jest dużo kseno fobii. Masa wielkorosyjskiego szowinizmu. Postrzegania Ukrainy i Ukraińców jako ludzi gorszego sortu. W ZSRR zawsze było dużo anegdot o narodowościach, które tworzyły sojuz. Nawiązywały do cech narodowych. Często drwiły z tych narodowości.
W czasach ZSRR mówiono np."być głupim jak Mołdawianin"…
Leniwy jak Chochoł, czyli Ukrainiec. Tak mówiono o narodach. Chciwy jak Gruzin. Z kolei o samych sobie Rosjanie mówili raczej jako o pijanych. Ale to w gruncie rzeczy było postrzegane pozytywnie. W sojuzie być pijanym to nie grzech. I przez te 30 lat od upadku komunizmu Rosjanie pielęgnowali te powiedzenia. Żyli wewnętrznym rewanżyzmem. A narody obok rozwijały się. Państwa wykorzystywały czas na rozwój. Komuś się udało bardziej, jak na przykład krajom bałtyckim. Komuś mniej. Na przykład nam czy Gruzinom. Niemniej jednak kierunek był na zmianę. W Rosji z kolei panował kult cargo. Mówiono przecież o rosyjskiej armii, że jest drugą siłą zbrojną na świecie. Tymczasem Rosjanie żyją projekcją. Nie ma już żelaznej kurtyny, a oni żyją w izolacji. Poddają się machinie propagandowej. Rosja to wielka kultura, wielkie humanitarne tradycje, wielkie polityczne idee ‒ taka jest projekcja. Po szoku lat 90. zapanowało przekonanie, że Rosja się odnawia i będzie żyła zmodernizowana. Tak nie było i nie jest. Jest poczucie, że z Rosją trzeba się liczyć, że Rosja jest wielka. Wystarczy jednak posłuchać tylko rozmów telefonicznych, które przechwycili Ukraińcy. Okazuje się, że Rosja to przede wszystkim mapa. Na Ukrainę wtargnęła armia złodziei, którzy wynoszą rzeczy z domów. Kradną telewizory. Kradną drukarki. Ciągną to ze sobą. To przecież jakiś żart. Armia Czerwona robiła tak w 1945 r. i dziś się to powtarza. Mogą czytać nawet Dostojewskiego. Nie zmienia to faktu, że gdy widzą drukarkę, to ją kradną. Chodzą po domach i kradną rzeczy. Armia grabieżców.