Maciej Miłosz: Od którego momentu Polska mogła widzieć pocisk, który spadł w Przewodowie?
Gen. Jarosław Stróżyk: Raczej pytałbym nie tylko o Polskę, a generalnie o system sojuszniczy. Polskie elementy rozpoznania są dosyć skromne, ale biorąc pod uwagę możliwości NATO, m.in. samoloty AWACS krążące nad Polską, wystrzelenie każdego rodzaju pocisku jest monitorowane. Choć często retrospektywnie. Są systemy, które automatycznie o wystrzeleniu informują w czasie prawie rzeczywistym. Jest to kwestia sprawdzenie w monitoringu. Ale trudno z pewnością stwierdzić, gdzie pocisk dokładnie spadnie czy na terenie Polski, czy np. ukraińskiego poligonu w Jaworowie, który jest w bliskiej odległości od granicy. Nie sądzę, byśmy widzieli pocisk od momentu samego wystrzelenia czy analizowali jego trajektorię od razu. Na pewno dla systemów obrony powietrznej tego typu rakiety są trudne do zestrzelenia, szczególnie że ta spadła tuż przy granicy, czyli nasz czas na reakcję był bardzo krótki. Właśnie dlatego w 1987 r. podpisano traktat o niszczeniu rakiet krótkiego zasięgu, ponieważ wówczas obawiano się niejako „automatycznego” rozpoczęcia III wojny światowej w wyniku samoczynnego odpalenia systemu obrony powietrznej.
Jak wyglądała po incydencie komunikacja z NATO?
Reklama
Komunikacja była dwustronna. Myślę, że przede wszystkim chodziło o potwierdzenie pochodzenia rakiety i uzgodnienie komunikacji strategicznej, która szczególnie na początku jest kluczowa. Po stronie polskiej na pewno zaangażowane było Dowództwo Operacyjne Rodzajów Sił Zbrojnych i mam nadzieję - Służba Wywiadu Wojskowego. Po stronie NATO co najmniej kilka instytucji: od połączonego zarządu wywiadu i bezpieczeństwa w Kwaterze Głównej NATO, który powstał w 2016 r., po Comprehensive Crisis and Operations Management Centre w Naczelnym Dowództwie Sił Sojuszniczych w Europie (SHAPE), czyli ciało scalające rzeczywiste informacje z różnych źródeł. Dużo musiało się też dziać w Molesworth w Anglii, gdzie jest siedziba amerykańskiego centrum wywiadu wojskowego na Europę. I mamy też wspominany już system AWACS oraz inne elementy rozpoznania sojuszniczego - obecnie nad Polską i innymi krajami regionu cały czas lata tego typu samolot. Nie wolno też zapominać o AGS w Sigonelli, czyli bezzałogowych samolotach rozpoznawczych. Te wszystkie komórki musiały wymienić informacje i ustalić, co dokładnie się wydarzyło. Czas do północy był kluczowy dla podjęcia decyzji. Myślę, że to Amerykanie wiedzieli najszybciej najwięcej. Oni rozstrzygnęli, co się wydarzyło i przekazali sojusznikom.
Reklama