DGP: „Polityka obwarzanka uzbrojonego ma łączyć odległe z pozoru cele za pomocą wspólnych narzędzi i szukać synergii wartości i interesów tam, gdzie na pierwszy rzut oka widać ich konflikt” – pisze pan w raporcie „Obwarzanek uzbrojony”. O co chodzi? Brzmi bardzo ogólnikowo.
Michał Sutowski: „Obwarzanek”, o którym mówi brytyjska ekonomistka Kate Raworth, to w oryginale był „doughnut”, czyli pączek z dziurką. Raworth zakłada, że musimy ze swoją gospodarką i sposobem życia pomieścić się w dwóch granicach. Granica dolna to zaspokojenie elementarnych potrzeb ludzkich, nie tylko materialnych, a więc dobrobyt w szerokim sensie. Granicę górną, ekologiczną, wyznacza wytrzymałość naszej planety, przy czym nie chodzi tylko o ocieplenie klimatu, lecz także np. zanieczyszczenie powietrza czy utratę bioróżnorodności. Pogodzenie tylko tych dwóch wymiarów to często kwadratura koła, zwłaszcza tam, gdzie nierówności są duże, energetyka i przemysł oparte są na paliwach kopalnych, a wzory i aspiracje czerpie się z bogatego Zachodu, i to takiego sprzed pół wieku. Kłopot w tym, że w związku z agresją Rosji na Ukrainę równie pilne w Polsce staje się trzecie wyzwanie, czyli bezpieczeństwo, także w twardym, militarnym sensie. I dlatego nie tylko pączek zmienił się w polski obwarzanek, lecz również został „uzbrojony”. W kolejnych publikacjach na ten temat pokazujemy, że bezpieczeństwu służą nie tylko zakupy czołgów, lecz także np. renaturyzacja bagien, która przy okazji redukuje emisje i poprawia stan wód gruntowych. Że termoizolacja budynków obniża rachunki, ale też naszą zależność od importu gazu czy węgla, często z dyktatur. Że rozproszone OZE są nie tylko ekologiczne, lecz także lepiej sprawdzają się w razie ostrzału artylerii niż wielkie elektrownie. Krótko mówiąc: chcemy piec kilka pieczeni na jednym ogniu.
Ale czy to w sumie nie jest banałem?
Powiem tak: mnie też się to wydaje banalne i oczywiste. Bo jak wskutek ocieplenia klimatu będzie więcej susz, opadnie poziom rzek, a przez kopalnie odkrywkowe opadną wody gruntowe, to nie tylko będziemy mieli gorsze plony, a więc droższą żywność, lecz nawet te nasze elektrownie węglowe niespecjalnie będą mogły produkować w lecie energię, a w wielu powiatach nie będzie nawet zimnej wody w kranie. Jeśli będziemy jeździć samochodami z przedmieść do pracy w centrach metropolii, to nie tylko będziemy się dusić w korkach, lecz jeszcze zarobią na tym różne szumowiny, także te z wrogich nam geopolitycznych bloków. Ale jakoś wciąż u nas przeciwstawia się cele „może i ważne”, czyli ekologiczne, tym „naprawdę interesującym” dla wszystkich Polaków, czyli np. kosztom życia, nie mówiąc o twardym bezpieczeństwie. A przecież to są wszystko naczynia połączone: energetyka, polityka mieszkaniowa i miejska, rolnictwo… Sama „ekonomia obwarzanka” jest silnie zakorzeniona w obserwacji empirycznej, nie tylko w różnych, ciekawych skądinąd, ideach teoretycznych.
Podobno nawet przeciwstawne postawy żołnierza i „ekologa pacyfisty” można łączyć, a to za sprawą… miłości do bagien?
Lubię ten przykład. Bo co mają wspólnego stereotypowy żołnierz i równie stereotypowy „ekolog pacyfista”? Ostrzyżony krótko chłop na schwał (gender ma tu duże znaczenie!) w mundurze i z karabinem, względnie brzuchaty generał i jakiś upalony marihuaną brodacz z dredami i na rowerze? Tymczasem dla jednych i drugich mokradła to rzecz podstawowa. Dla ekologa – bo bagna to miejsce naturalnej różnorodności, a ich osuszanie powoduje bardzo dużą emisję CO2. Jednocześnie schładzają mikroklimat, podwyższają wody gruntowe…
CZYTAJ WIĘCEJ W ELEKTRONICZNYM WYDANIU MAGAZYNU "DZIENNIKA GAZETY PRAWNEJ">>>