Dlatego my się na to nie zgodzimy, i nie zgadza się na to także naród polski i to musi być przedmiotem referendum, ta sprawa musi być przedmiotem referendum. I my to referendum zorganizujemy- oznajmił w czwartek z sejmowej mównicy Jarosław Kaczyński. Wystąpienie prezesa Prawa i Sprawiedliwości zapowiadającego twardy sprzeciw wobec próby stworzenia w Unii Europejskiej stałego mechanizmu relokacji nielegalnych migrantów oznacza, że w kampanii wyborczej nastąpił przeskok (jak ostatnio co dwa tygodnie) na zupełnie nowy obszar tematyczny.

Reklama

Zjednoczona Prawica sięga po coś, co się sprawdziło

Z tych ruchów, przypominających przemieszczenie się skoczkiem po polach szachownicy, zaczyna sięwyłaniać pewna prawidłowość. Zjednoczona Prawica sięga po coś co w przeszłości się sprawdziło, po czym czeka na odpowiedź opozycji oraz reakcje wyborców, śledząc zmiany w sondażach. Te przeskoki konika szachowego są coraz szybsze, bo poparcie dla PiS-u i jego koalicjantów od wielu miesięcy zabetonowało się na tym samym poziomie. Twardy elektorat nie zawodzi, ale ten który odpłynął od obozu władzy po 2019 r., uparcie nie chce wrócić. Wykonano więc już skok na pole obietnic powiększenia transferu socjalnego z symbolicznym 800 plus - jako sztandarowym hasłem. Tu Donald Tusk twardo licytował, trzymając się zasady, że co by nie obiecał Kaczyński, to on zaoferuje Polakom dwa razy więcej, a może i trzy, by znali jego hojność. Sondaże nie drgnęły. Nastąpił więc skok na pole z poronioną komisją do spraw badania wpływów rosyjskich w Polsce.

Reklama

Tusk w lot chwycił okazję

Reklama

Donald Tusk w lot chwycił daną mu okazję. Dzięki niej marsz opozycji 4 czerwca w Warszawie okazał się tak wielkim frekwencyjnym sukcesem. Jednocześnie musieli wziąć w nim udział, robiąc dobrą minę do złej (dla nich) gry: Władysław Kosiniak-Kamysz, Szymon Hołownia i Włodzimierz Czarzasty. Pełniąc rolę statystów oraz skromnego tła dla triumfującego Donalda Tuska. Ten fakt wreszcie poruszył sondażami, w przypadku KO dotąd zabetonowanymi jak nie przymierzając u Zjednoczonej Prawicy. Notowania Platformy zaczęły iść w górę, natomiast poparcie dla Trzeciej Drogi Kosiniaka i Hołowni spada. Lewica też ostatnio słabuje.

Jednak o ile taktycznie Tusk dużo zyskał, to na polu strategicznym większe powody do radości ma prezes PiS. Wszystko za sprawą matematyki oraz systemu liczenia głosów wyborczych obowiązującego w III RP. Wielkie sondażownie, takie jak: Estymator, IBRiS, Ipsos są w tej kwestii zgodne. Wprawdzie Koalicja Obywatelska odnotowuje w końcu widoczny wzrost notowań, ale straty ponosi reszta obozu antypisowskiego. W efekcie może on zdobyć łącznie mniej mandatów, tak od 3 do nawet 19. Niezależnie, czy startując osobno, czy tworząc promowaną do niedawna wspólną listę.

Konfederacja beneficjentem polaryzacji

Tymczasem jesienią, jeśli obecny trend się utrzyma, zapowiada się nawet coś gorszego. Wcale bowiem nie jest zagwarantowane, że w nowym Sejmie zobaczymy posłów Lewicy oraz Trzeciej Drogi. Natomiast zapowiada się, iż całkiem sporo może ich mieć Konfederacja. Ta bowiem okazuje się być niespodziewanym beneficjentem polaryzacji nakręcanej przez Kaczyńskiego i Tuska. Nie Lewica, nie Polska 2050, nie PSL, lecz właśnie ona wskoczyła na nowy trend i jedzie w górę na gapę wręcz bez konieczności czynienia większych wysiłków, aby nie spaść.

Głosy wyborców mających już po dziurki w nosie starych wyjadaczy i odgrzewanych kotletów, zaczęły bowiem płynąć nie do umiarkowanych stronnictw lecz do tego, które dotąd we wszystkim, co wpisuje się do programu wyborczego partii, było skrajne. Mianowicie: skrajnie antysystemowe, skrajnie liberalne, skrajnie narodowe, skrajnie antyunijne, do niedawna też skrajnie antyukraińskie.

Nielegalni imigranci

W tym momencie skoczek znajdujący się w rękach Jarosława Kaczyńskiego przesunął się na szachownicy w miejsce z napisem "nielegalni migranci". Na pierwszy rzut oka temu ruchowi powinno towarzyszyć powiedzenie sakramentalnego "szach". W odpowiedzi bowiem Donald Tusk nie ma możliwości wiarygodnego licytowania, iż da więcej. Narracji, że po zmianie władzy to on nie wpuści więcej emigrantów do Polski nikt nie kupi. W drugą stronę też się nie da. Przy obecnych nastrojach społecznych nie sposób sobie wyobrazić wielkich demonstracji opozycji pod hasłem "serdecznie witamy". Pozostaje więc krytykowanie przeciwnika, wyśmiewanie, oskarżanie o sianie nienawiści lub hipokryzję. A nie da się ukryć, że żaden kraj w UE w ostatnich latach nie przyjął pod swój dach tak ogromnej liczby cudzoziemców co III RP. Struktura narodowościowa Polski zmienia się wręcz na naszych oczach i to w tempie niemal z miesiąca na miesiąc. Choćby dlatego podnoszenie tematyki migracyjnej będzie przynosiło oddźwięk wśród wyborców.

Poza tym Polska jest uczestnikiem szerszego zjawiska, dotykającego po kryzysie migracyjnym w 2015 r. całą Europę. Na razie rozwija się on nieco podskórnie, lecz sukcesywnie nabiera mocy. Mianowicie, ci którzy mieszkają na Starym Kontynencie, zresztą niekoniecznie od wielu pokoleń - jak nie przymierzając premier Wielkiej Brytanii Rishi Sunak (dziadkowie pochodzą z Pendżabu, a rodzice urodzili się w Afryce) - marzą od zamienieniu Europy w twierdzę. Tak, aby za jej mury byli wpuszczani jedynie migranci niezbędni dla krajowych gospodarek, a jednocześnie stwarzający jak najmniej zagrożeń.

Na dziś nadal stoi to w sprzeczności ze starymi, wzniosłymi ideami oraz traktatami chroniącymi prawa ludzkie niezależnie od koloru skóry i pochodzenia. W praktyce jednak okazują się one coraz bardziej kruche. Dzieje się tak ponieważ jeśli społeczeństwa Zachodu zaczynają odrzucać jakieś idee, to one stopniowo obumierają, a wraz z tym zmienia się prawo. Jak to działa widzimy już na każdym kroku. Nawet rząd do niedawno wzorcowo otwartej na przybyszów z całego świata Szwecji stara się robić wszystko, by nowi już się tam nie osiedlali. Ba! Ustami minister ds. migracji Marii Malmer Stenergard obiecuje stworzenie strategii: zwiększenia dobrowolnej emigracji powrotnej. Zaś przywódca Szwedzkich Demokratów (partii, która zajęła drugie miejsce w wyborach) stawia w debacie publicznej tezę: Polityka masowej migracji i wizja wielokulturowego państwa sprawiła, że Szwecja jest dziś krajem pełnym napięć i polaryzacji.

Fala lęku

Fala lęku, że jeszcze więcej migrantów w końcu zabierze Europejczykom spokój, bezpieczeństwo i dobrobyt owocuje wzrostem notowań ugrupowań skrajnych, jak choćby AfD w Niemczech. Na dziś wedle sondaży wygra ona kolejne wybory we wszystkich wschodnich landach z poparciem nawet 30 proc. głosujących.

Dlatego też, gdy w Polsce obóz władzy tworzy poronioną komisję do tropienia rosyjskich wpływów, lub znów zajmuje się sędziami, natychmiast rezonuje to we wszystkich europejskich mediach, Parlamencie Europejskim, KE, i na politycznych salonach krajów członkowskich. Natomiast, gdy uniemożliwia się przejście przez metalowy płot na granicy z Białorusią kolejnej grupie migrantów, nikogo na Zachodzie to nie szokuje.

Na próżno Janina Ochojska, aktywiści różnych fundacji zajmujących się obroną praw człowieka i kilkoro europosłów nagłaśnia sprawę. Czy też urządza wystawy eksponujące kobiety z dziećmi i kotami, cierpiące pod stalowym płotem. Zero rezonansu w UE. Tylko cisza. Na to samo, co przed 2015 r. wzruszało miliony, teraz odpowiedzią jest demonstracyjna obojętność, podszyta skrywaną wrogością. Niecałą dekadę temu wzniosłe moralizatorstwo porywało. Teraz ten kto eksponuje cierpienia migrantów, żeby tak wymusić zapewnienie im przez kraje UE opieki, irytuje. Zaś jeśli wszystko będzie dalej tak szło, to zacznie wkrótce wzbudzać powszechną nienawiść, jako osoba potęgująca rozmiary zagrożenia wiszącego nad europejskimi tubylcami.

Dlatego też Jarosław Kaczyński przesuwając skoczka na pole z napisem "nielegalni migranci" mógłby się pokusić o powiedzenie Donaldowi Tuskowi "szach". Acz kto lubi tę grę wie, że od tego słowa do sakramentalnego stwierdzenia "szach i mat" bywa nieraz bardzo daleko.

Fakt, że obietnica niewpuszczania do Polski niechcianych migrantów była jedną z kluczowych, dających PiS wygraną w wyborach 2015 r. Te same obietnice wyniosły do władzy we Włoszech Giorgię Meloni. Zaś na drugim krańcu kontynentu Partii Finów oraz Koalicji Narodowej pozwoliły zakończyć w Finlandii rządy (jak się wydawało niezwykle popularnej) Sanny Marin. Jednakże skacząc na to pole Zjednoczona Prawica zapomina, że w Polsce jest już partia nieporównywalnie bardziej wroga wobec wszystkich migrantów i w swej wrogości wiarygodna, a nazywa się ona Konfederacja.