Ukazały się niedawno dwie książki z zakresu geopolityki i strategii, których tytuły składają się na pozornie paradoksalne przesłanie. Po pierwsze, że jako Polacy żyjemy w najlepszym miejscu na świecie. Po drugie, że jesteśmy w tym miejscu samotni. Chodzi mi o książki „Najlepsze miejsce na świecie. Gdzie Wschód zderza się z Zachodem” Jacka Bartosiaka (działalność autora stała się przedmiotem kontrowersji w związku ze sposobem wykorzystania przez niego źródeł, ale wywołały ją inne publikacje, i w tej sprawie nie zajmuję tu stanowiska) oraz „Samotność strategiczna Polski” Marka Budzisza. Jak to przesłanie rozumieć?

Reklama

Miejsce wymaga zastanowienia

Pojęcie miejsca należy do tych kategorii, którymi operujemy automatycznie. Zauważmy jednak, że jedne miejsca uważamy za nasze, a inne nie; że lepiej lub gorzej odpowiadają naszym potrzebom, zdolnościom; że stanowią lepiej bądź gorzej zorganizowany obszar, w którym usiłujemy coś osiągnąć. To wszystko wykracza poza topografię. Mówiąc o miejscu, odnosimy się de facto do czegoś, co warunkuje powodzenie w realizacji naszych celów – tych codziennych, jak sprawny dojazd do pracy, jak i „większych”, życiowych. Jeśli więc nasze państwo jest nie tylko bytem w rozumieniu prawa międzynarodowego, lecz także naszym miejscem do życia (Niemcy mają na to zgrabny termin „Lebenswelt”), przestrzenią umożliwiającą (lub uniemożliwiającą) celową aktywność, to sprawa zasługuje na chwilę uwagi.

CZYTAJ WIĘCEJ W WEEKENDOWYM "DZIENNIKU GAZECIE PRAWNEJ">>>