Polska ma tak mało schronów, że miejsce w nich znalazłoby niecałe 4 proc. obywateli - wynika z nowego raportu NIK. Jednak Marcin Samsel wyjaśnia na antenie TOK FM, że "w przypadku wojny nie wszyscy będą potrzebowali schronienia czy schronów jako takich".

Reklama

Budowa schronów

Jeżeli mieszkamy w miejscowości, gdzie nic nie ma albo nie będzie w czasie działań wojennych, to jest bardzo nikłe prawdopodobieństwo, że to miejsce stanie się celem- uspokaja ekspert do spraw bezpieczeństwa z Wyższej Szkoły Administracji i Biznesu w Gdyni.

Według Samsela nie można przy tym zapominać, że budowa schronów nie trwa krótko. To jest dekada, żebyśmy je zbudowali i to w minimalnym stopniu. To kwestie własnościowe, budowy, olbrzymich kosztów - wylicza ekspert.

Model skandynawski

Reklama

Zdaniem rozmówcy TOK FM znacznie ważniejsze od budowy nowych schronów jest przygotowanie doraźnych miejsc schronienia. To mogą być piwnice, wózkarnie, wyłączone z użytku części podziemnych garaży wybudowane w odpowiedniej technologii - mówi Samsel.

Ekspert powołuje się na modele obowiązujące w Szwecji, a częściowo także w Finlandii. W tych krajach odpowiedzialność za przygotowanie miejsc schronienia spada na władze lokalne. Wtedy się opróżnia te pomieszczenia, wstawia się tam siedzenia, fotele, krzesła dla ludzi, zbiorniki z wodą itd. - wymienia Samsel.

Schrony na wzór Izraela

Jednak ekspert uważa, że przede wszystkim "potrzebujemy schronów na wzór Izraela, schronów, do których możemy dotrzeć w trakcie 2-3 minut".

Mieszkam w Gdyni, 60 km w linii prostej mam obwód królewiecki. Rakieta Iskander czy Kalibr wystrzelona na Gdynię dotrze mniej więcej w 2,5-3 minuty, a przygotowanie wyrzutni to jest około 10-15 minut. Pytanie, gdzie dotrę? Ze swoją rodziną mogę dotrzeć tylko tam, gdzie jest bardzo blisko - najczęściej w moim budynku, gdzie jest miejsce doraźnego schronienia. Taki system doraźnych miejsc schronienia istnieje w Izraelu- kwituje Samsel.