Z czym kojarzy się Jacek Kurski? Z dziadkiem z Wehrmachtu, oskarżaniem Platformy Obywatelskiej o finansowanie swojej kampanii z nielegalnych źródeł i z ogólnie nieokreślonym złem w polityce. Z niczym konkretnym, ale wiadomo, że Kurski to zło wcielone. Czas jednak płynie. O dziadku powoli zapominamy, zwłaszcza że wnuk dziadka też kręcił w tamtej historii. Za rzekome finansowanie Platformy Kurski przegrywa kolejne procesy, więc płacze i płaci. Zostaje zło nieokreślone, często w publicznych dyskusjach podnoszone za pomocą zdania: "To prawda, że w Platformie są ci okropni Palikot i Niesiołowski, ale przecież w PiS jest Kurski".

Reklama

Jest jednak pytanie, czy ten znak równości da się jeszcze postawić. Dziadek z Wehrmachtu to sprawa sprzed ponad trzech lat. A proszę zwrócić uwagę, od długiego czasu Kurski bardzo się pilnuje, by nie powiedzieć czegoś skandalicznego. I udaje mu się to. Nie da się mu wytknąć żadnego nowego skandalu, przez co unieważnił jakże wygodną publicystycznie frazę o równości swoich grzechów z występkami Niesiołowskiego czy Palikota. Co nie jest przypadkiem, bo Kurski w wielu wywiadach sam opowiada, że nie chce być już bulterierem, że czas zostać poważnym politykiem itd. Jestem pewien, że można mu w tym przypadku wierzyć z powodów czysto racjonalnych. Ze swych awantur nie miał żadnych zysków, tylko same straty. Kurski zaś - co przyznają jego najwięksi wrogowie - jest osobą o inteligencji ponadprzeciętnej, więc kalkuluje swój osobisty bilans strat i zysków.

Natomiast dawne jego odpowiedniki po drugiej stronie - panowie Palikot i Niesiołowski - ciągle kroczą dawną drogą bulteriera. Palikota jeszcze można zrozumieć (choć nie zaakceptować). On naprawdę kiedyś próbował być spokojnym politykiem, ekspertem od gospodarki. Nie było to szczególnie docenianie przez wyborców, media i własną partię. Palikota zdemoralizowało to, że popularność zaczął zyskiwać dopiero po występach z gumowym penisem w dłoni. Choć też - rozpatrując to pod względem najbardziej prymitywnego kryterium skuteczności - wygląda na to, że kończy się dobry dla niego czas. Owszem, jest jeszcze jakieś zainteresowanie występami polityka z Biłgoraja, ale już nie takie jak jeszcze jesienią. Bo idzie kryzys, a i też sam pan Janusz nie potrafi wymyślić czegoś nowego. Trochę popadł w sztampę.

>>> Niesiołowski na Madagaskar!

A i tak jest dużo ciekawszy niż jego nieszczęsny kolega, którego Platforma Obywatelska obciążyła jarzmem ponad siły, czyli funkcją wicemarszałka Sejmu oraz prawem wypowiadania się w imieniu partii. Nieszczęsny, bo w odróżnienia od Janusza Palikota niezdolny do powiedzenia sobie słowa "stop". Niekontrolujący odruchów, zachowań, słowotoków ocierających się o granice koprolalii. Narażający się na okrutne drwiny starzec o przyzwoitym dorobku życiowym, który być może sam nie rozumie konsekwencji własnych słów. I który - jeśli tak jest - powinien być otoczony opieką przez życzliwych mu ludzi.

Uspokojony Niesiołowski i kalkulujący swe polityczne zyski Palikot mogliby wtedy wkroczyć na drogę Kurskiego. Ludzie mają krótką pamięć. Za kilka lat Niesiołowski byłby już powszechnie szanownym politykiem o pięknej karcie z lat PRL. A Palikot mógłby wrócić do swych marzeń o byciu premierem. Dlaczego nie? Nie jest głupszy, tylko teraz marnuje czas. Jacek Kurski już wie, że nie ma sensu robić z siebie błazna, jeśli chce się osiągnąć coś naprawdę wielkiego w polityce.