Praktycznie codziennie dostaję zaproszenie na kolejną dyskusję, która polega na mieleniu w koło Macieju tych samych tematów przez ludzi o średnich kompetencjach i w wieku powyżej pięćdziesiątki. Istniejące instytucje i instytuty działają na zasadach usługowych, bo tylko tak mogą być finansowane z pieniędzy unijnych, które tylko teoretycznie są przeznaczone na innowacje, a praktycznie na przykład na dbanie o przestrzeganie praw człowieka. Jest to oczywiście słuszne, ale element intelektualny jest tu niezbyt istotny.
Wybitny młody informatyk może być tylko programistą, co stanowi zajęcie rutynowe i marudne, wybitny młody historyk może – z wielkim trudem – zostać na uniwersytecie po zrobieniu doktoratu, a jego pierwsza pensja to 2720 PLN brutto (zresztą pensja profesora tytularnego i zwyczajnego jest tylko dwa razy wyższa). Jest kilka wielkich korporacji międzynarodowych, które chętnie zatrudniają wybitnych młodych ludzi, ale to już nie jest praca dla dobra Polski, a poza tym instytucje te także prowadzą raczej rutynową działalność.
Państwo (nie władza, ale państwo, bo chodzi o wszystkie możliwe instytucje) marnuje w ten sposób swoją znakomitą elitę, która w większości prędzej czy później opuszcza kraj. Nie dla pieniędzy, ale po to, żeby robić coś ciekawego i naprawdę nowego. Wiem, że jest to choroba dotykająca wiele europejskich krajów, ale jaka nam z tego pociecha.
A wyobraźmy sobie, jakie zadania można by stawiać takim utalentowanym i twórczym młodym ludziom. Na przykład zaprojektowanie całości systemu najlepszego systemu komunikacyjnego w Polsce, kiedy to uwzględnione byłyby i drogi, i pociągi oraz wszystkie metody i konsekwencje. To jest olbrzymi plan na – na przykład – dwadzieścia lat naprzód, ale bez takiego planu będziemy chaotycznie łatać dziury to tu, to tam, tak jak jest obecnie. Tylko że ktoś musiałby, po pierwsze, zdawać sobie sprawę z konieczności wymyślenia zupełnie nowych rozwiązań w tej dziedzinie oraz – po drugie – zlecić to kilku młodym talentom, co wcale nie kosztowałoby wiele pieniędzy. Inny pomysł to całościowy projekt organizacji, opłacalności i zmian w całym rolnictwie w Polsce. Przecież wszyscy wiemy, że duża część tego rolnictwa jest kompletnie niewydajna, że można by hodować kozy i owce, tam gdzie nie da się hodować dobrych i odpowiednio mlecznych krów, że popyt na świnie będzie tylko spadał, a rolnicy będą jęczeli, że się nie opłaca ich hodować. Ale skoro się nie opłaca, to na rynku trzeba podjąć inne działania. Przy tradycjonalizmie i minimalnej innowacyjności polskich rolników bez generalnego projektu i daleko posuniętej logistycznej pomocy zmiany będą postępowały bardzo powoli, w miarę odchodzenia starszego pokolenia, a ziemia coraz częściej będzie leżała odłogiem.
I trzeci pomysł na skalę mikro. Znam znakomitego specjalistę, który od lat chce w prowincjonalnym mieście stworzyć klinikę fizykoterapii dla upośledzonych ruchowo dzieci. Nie tylko nikt mu nie pomoże, ale wszyscy sprzysięgli się, żeby możliwie utrudnić.
Jeżeli zatem nie będzie pieniędzy na innowacyjność stosowaną i teoretyczną, jeżeli nie będzie w kręgach władzy poczucia, że potrzebni są ludzie twórczo myślący, którzy podsuwaliby projekty, jakie niekoniecznie będą realizowane, ale jakie pomogą zdać sobie sprawę z sytuacji, to będziemy, tak jak jesteśmy obecnie, skazani na drugorzędność w zakresie innowacyjności, a w konsekwencji w zakresie modernizacji. Polska nie może sobie pozwolić na takie tracenie talentów, ale aby je umieć wykorzystywać, trzeba zmienić nastawienie z natury rzeczy zachowawczej i biernej biurokracji państwowej.