Szefowa unijnego MSZ kulturalnie i bez emocji na dwóch kartkach A4 plus dwa załączniki wytłumaczyła unijnym deputowanym, że nie należy przyznawać kwot narodowych i w ten sposób wyrównywać dysproporcji urzędników między starą i nową Europą. Bo rezerwowanie miejsc dla państw, które są słabo reprezentowane, zabija... konkurencję i wspólnotowy charakter instytucji. Niech wygrywają najlepsi. Tak jak na najwyższych stanowiskach w Komisji Europejskiej, gdzie rządzi stara piętnastka, tak jakby nie było rozszerzenia o Europę Środkową. To, że w awangardzie są zazwyczaj Brytyjczycy, Belgowie, Francuzi i Niemcy. Cóż. Takie życie.
Argumentacja Ashton – mimo dyplomatycznego kunsztu – martwi. Martwi też, że na naszych oczach, na mocy Lizbony powstaje instytucja, która konserwuje najgorsze obyczaje przy obsadzaniu unijnych stanowisk. A szefowa tej instytucji odmawia ucywilizowania zasad naboru do niej. Nie wiem, czy unijne MSZ będzie kiedyś kreowało europejską politykę zagraniczną (jeśli będzie, to raczej politykę Londynu, Berlina i Paryża, co zresztą, jak wyczytałem w jednej z polskich gazet, nie jest takie najgorsze, bo będzie to polityka wyrazista i zauważalna na świecie). Wiem natomiast, że warto kwestionować sposób budowania tej instytucji.
Bo to, jak zdefiniuje się wspólnotowość teraz, będzie podstawą argumentacji przy naborze do kolejnych instytucji. Czy to nowych nadzorów finansowych, czy już istniejącej Komisji Europejskiej, czy szefostwa ewentualnych unijnych sił reagowania na sytuacje kryzysowe. Przy wspólnotowości w wersji Ashton, zapomnijmy, że Europa Środkowa do tej wspólnoty należy.
I nie dajmy się nabrać na argumenty, że kwoty narodowe zabiją konkurencję. Koleżanka Ashton z Komisji Europejskiej Viviane Reding jakoś nie ma problemu z narzucaniem parytetów płci prywatnym europejskim spółkom. U samej Ashton też trudno mówić o realnej konkurencji, bo decyzje podejmuje jedna osoba, uznaniowo i jest nią właśnie pani szefowa dyplomacji. Nie dajmy się też nabrać, że jak 14 proc. unijnych ambasad w ostatnim rozdaniu Ashton przypada na Europę Środkową, to wszystko jest OK. Będzie OK, gdy uda się wyraźnie zapisać w procedurach naboru do unijnych instytucji, że istnieje coś takiego jak Europa Środkowa i są miejsca dla niej.
Reklama