Oni mają się na czym uczyć i liczą, że ich proces będzie podobny do innych procesów osób związanych z armią i MSW. Przypomnę, że proces w sprawie śmierci Grzegorza Przemyka, gdzie oskarżonymi byli dwaj funkcjonariusze resortu spraw wewnętrznych - Arkadiusz Denkiewicz i Ireneusz Kościuk - trwał prawie 15 lat. Zanim sąd wydał kuriozalny wyrok w sprawie krwawej pacyfikacji kopalni Wujek 16 grudnia 1981 roku, postępowanie trwało 16 lat! W kopalni zginęło 9 górników, a sąd uniewinnił Kiszczaka, uznając, że ponosi on "winę nieumyślną"! Także 15 lat trwał proces plutonu ZOMO strzelającego z ostrej amunicji do nieuzbrojonych górników w Wujku. Od 1993 roku - a więc już równe 15 lat i nie widać, by miał się zakończyć - toczy się proces przeciwko 12 wysokim oficerom ludowego wojska polskiego w sprawie brutalnego stłumienia wystąpienia robotników na Wybrzeżu w grudniu 1970 roku. W tym procesie oskarżonym zarzucono zbrodnie ludobójstwa - zginęły wtedy 44 osoby, a ponad 1160 zostało rannych. Na tamtej ławie oskarżonych siedzą i dziś oskarżeni - twórcy stanu wojennego, generałowie Tadeusz Tuczapski i Wojciech Jaruzelski. Tylko raz, w 1996 roku, w gdańskim sądzie stawił się generał Jaruzelski. Pojawił się po to, by oświadczyć, że nie poczuwa się do odpowiedzialności ani prawnej, ani moralnej, i zażądał, by cały proces nagrywać dla potrzeb historii.
Kiedy IPN, oskarżając twórców stanu wojennego, określił ich jako przestępczą grupę o charakterze zbrojnym, miałem wątpliwości, gdyż jednoznacznie narzucało się skojarzenie z gangsterami. Oglądając jednak sposób obrony, widzę, że generałowie i dostojnicy PRL nic nie różnią się w sposobach unikania sprawiedliwości od pospolitych przestępców.