Pełnomocnik premiera do spraw dialogu międzynarodowego Władysław Bartoszewski uważa, że w sytuacji, w której znalazła się Polska po tragedii w Smoleńsku i w związku z powodzią, państwo zdaje egzamin. Jak ocenił, kampania prezydencka prowadzona w takich warunkach może być niezadowalająca.

Reklama

Bartoszewski spotkał się w czwartek ze studentami Uniwersytetu w Białymstoku, gdzie na wydziale prawa wygłosił wykład "Polska wobec wyzwań XXI wieku", a potem rozmawiał z dziennikarzami. Wykład dedykował honorowemu obywatelowi Białegostoku, ostatniemu prezydentowi RP na uchodźstwie Ryszardowi Kaczorowskiemu, który był jedną z ofiar katastrofy lotniczej pod Smoleńskiem.

Pytany przez dziennikarzy, jak ocenia kampanię prezydencką, powiedział, że sytuacja jest "nienormalna, taka, której nikt nie zawinił", i kampania jest w związku z tym inna.

"Oczywiście, że kampania wyborcza w takich warunkach, w żadnym kraju w Europie i cywilizowanym kraju nie byłaby zadowalająca, w dodatku przy niezaplanowanym przez żadną partię i żadną ideologię wypadku katastroficznym, takim jak powódź" - powiedział Bartoszewski. Dodał, że to normalne, że ludzie myślą teraz o sprawach dla nich najważniejszych, egzystencjalnych, rodzinie. Ocenił też, że "w tych nienormalnych warunkach funkcjonowania państwo zdaje egzamin".

Podczas wykładu mówił, że Polacy w różnych regionach i województwach pokazali przy powodzi, że "są obecni, że nie są przedmiotem, że są podmiotem we własnym państwie, że troszczą się o interes tej społeczności". Dodał, że to "wielki sprawdzian i egzamin".

Pytany przez dziennikarzy, jak Polacy mają sobie wyrobić zdanie o kandydatach i ich programach przy takiej kampanii wyborczej, powiedział, że kandydaci "nie pojawili się teraz" i są znani ze swojej wcześniejszej działalności, "z praktyki".

>>>Czytaj dalej>>>

Reklama



Według Bartoszewskiego debata merytoryczna jest w Polsce potrzebna przed wyborami parlamentarnymi i samorządowymi, bo - jak argumentował - Polska "nie jest Ameryką, gdzie rządzi prezydent". "Polska jest krajem, gdzie rządzi rząd powołany przez parlament. Jeżeli nie może rządzić, bo ma w tym utrudnienia, to jest źle. Polska nie potrzebuje prezydenta, który będzie się mądrzył na temat, w jakiej gminie powinna być apteka, w jakiej szpital, a w jakiej droga, bo to nie jest jego rzecz" - mówił.

Bartoszewski był pytany też, czy znając konsekwencje swojej wypowiedzi o tym, że ojciec pięciorga dzieci będzie lepszym prezydentem niż ktoś mający "doświadczenie w hodowli zwierząt futerkowych", a niemający doświadczenia "w byciu ojcem czegokolwiek", ponownie by się tak wyraził. "Wyraziłem się bardzo elegancko, bo mogłem powiedzieć, że kota (...) Nie widzę powodów, dlaczego mam dorosłych ludzi oszczędzać. Co to są, panny w połogu? Takie wrażliwe wszystko. Dlaczego jedni mają być prawo wrażliwi, a drudzy nie mają prawa być wrażliwi" - mówił. Dodał, że jego wypowiedzi miały "żartobliwy" charakter.

Na pytanie, czy jego zdaniem po wyborach prezydenckich jest szansa na pojednanie podzielonych światopoglądowo Polaków, przyznał, że "nie wie, bo nie jest wizjonerem". "Wiem, że Polacy sami sobie szkodzili częstokrotnie bardziej niż wrogowie zewnętrzni" - powiedział. "Polska potrzebuje pokoju i spokoju wewnętrznego" - dodał.

Powtórzył, że popiera kandydata PO na prezydenta Bronisława Komorowskiego, choć nie twierdzi, że "nie mogłoby być lepszego, idealnego, wirtualnego kandydata". "Ale w moich oczach na pewno takim kandydatem nie jest jeden z najbardziej agresywnych polskich polityków, jakich Polska po roku 1989 miała, za jakiego uważam uzdolnionego pana Jarosława Kaczyńskiego. Ale uzdolnienia ani osobiste problemy nie wykluczają dyskusji, jeżeli ktoś pretenduje do instytucji publicznych. Ja na tego kandydata głosować nie będę" - powiedział Bartoszewski.