Podczas wtorkowego spotkania z dziennikarzami na Uniwersytecie Łódzkim Bartoszewski odniósł się do swojej wypowiedzi, w której mówił m.in. że ojciec pięciorga dzieci będzie lepszym prezydentem, niż ktoś mający "doświadczenie w hodowli zwierząt futerkowych", a niemający doświadczenia "w byciu ojcem czegokolwiek". Ocenił, że w Polsce zagasło poczucie ironii, przenośni, humoru, aluzji i finezyjnych wypowiedzi.

Reklama

"Na miłość boską, co tu się dzieje? Gdzie my jesteśmy? Mówimy językiem Leppera. Ci, którzy mnie krytykują, niech pokażą, że pracowali w swoim życiu tak, jak ja: z Lechem Kaczyńskim w rządzie, z Lechem Kaczyńskim przy budowie muzeum powstania. I bardzo miło to wspominam. Nie wynika jednak z tego, że ja czy on nadawaliśmy się do wszystkiego" - powiedział Bartoszewski.

Dodał, że jak każdy, ma prawo do własnych poglądów, o których otwarcie mówi. Podkreślił, że jest bezpartyjny i do tej pory pracował z wieloma ludźmi z różnych opcji politycznych. "Dopóki łączyły nas te same sprawy, to współpracowaliśmy. Jak oni uważali, że im bliżej z Lepperem, to z nimi nie pracowałem. To mój gust. Może fałszywy, ale mój" - zaznaczył Bartoszewski.

Podkreślił, że nie ma nic złego w tym, że teraz chwali kandydata PO na prezydenta Bronisława Komorowskiego, swojego kolegę z internowania, za wychowanie pięciorga dzieci "na dobrych, dorosłych, katolickich studentów".

Reklama

Bartoszewski chwalił także Komorowskiego za bardzo dobre - jego zdaniem - wywiązywanie się z obowiązków prezydenta. "Życie i przypadek sprawiły, że akurat marszałek w okresie żałoby spełnia określone funkcje. Nie on sobie to wymyślił i nikt tego nie mógł wiedzieć dwa miesiące temu. Wypełnia swoje obowiązki i robi co do niego należy" - powiedział Bartoszewski.

Dodał, że u Jarosława Kaczyńskiego - kandydata PiS - podoba mu się z kolei jego przywiązanie do matki. "To bardzo pozytywna cecha. Chciałbym, aby synowie czy córki byli tak przywiązani do rodziców jak Jarosław Kaczyński. To jest widoczne" - wyjaśnił Bartoszewski.

czytaj dalej >>>

Reklama



Oceniając trwającą kampanię wyborczą, powiedział, że "kampanii żadnej nie ma, są pojękiwania".

Skrytykował hasło wyborcze Jarosława Kaczyńskiego - "Polska jest najważniejsza". Zdaniem Bartoszewskiego jest to stwierdzenie rzeczy oczywistej. "To tak jakby powiedzieć, że powietrze jest potrzebne do oddychania. Czy można oddychać bez powietrza? Oczywiście, że Polska jest najważniejsza, tylko to nie jest hasło partyjne. Z hasła podoba mi się pan Olechowski. On mówi +bogaćcie się+. To fajne hasło. W Ameryce szalenie by się podobało" - powiedział Bartoszewski.

Bartoszewski dodał, że w przeciwieństwie do Andrzeja Wajdy w odniesieniu do zbliżających się wyborów prezydenckich nie użyłby stwierdzenia "wojna domowa".

"Żadnej wojny domowej nie ma. To jest zupełnie sztuczna wojna robiona częściowo przez media. Jak są sytuacje poważne, to ludzie się zachowują - tak jak przy powodzi - normalnie, bez względu na to kto na kogo głosował czy będzie głosował. Jedyne kryterium to to, czy ktoś jest człowiekiem wrażliwym i przyzwoitym. Polacy tacy byli zawsze i tacy będą" - wyjaśnił Bartoszewski.

Na Uniwersytecie Łódzkim Bartoszewski wygłosił wykład pt. "Polska w Europie XXI wieku". Mówiąc o przyszłości, podkreślił, że najważniejsze dla Polski są: dobra i partnerska współpraca w obrębie Unii Europejskiej, wzmocnienie bezpieczeństwa państwa, w tym bezpieczeństwa energetycznego, wzmocnienie ochrony podstawowych praw jednostki, równość szans i wzrost dochodu narodowego, który musi się przekładać na ogólny poziom życia, rozwój nauki, techniki, edukacji, kultury oraz zaspakajanie aspiracji osobistych każdego człowieka.

Podkreślił, że urzeczywistnienie tych kierunków rozwoju wymaga wielkich wysiłków, a Polska musi być "wydolnym partnerem, współodpowiedzialnym za losy Europy".

"Musimy mądrze wykorzystywać dochody i fundusze, które napływają do nas z UE. Układać dobrze współpracę z krajami regionu, krajami pozaeuropejskimi i, co bardzo ważne, z naszymi sąsiadami. Krzyki, grożenie, wymachiwanie pięściami, wypinanie piersi - na to mogą sobie pozwolić imperia, chociaż też coraz mniej. Kraje wielkości kilkudziesięciu milionów a nawet większe - nie" - powiedział Bartoszewski.