Według oficerów, do których dotarł DZIENNIK, od kilku tygodni trwa masowe kopiowanie dokumentów i czyszczenie śladów po działaniach operacyjnych, które mogłyby wzbudzić wątpliwości nowej władzy.

Reklama

"Bogdan Święczkowski wysłał pismo do operatorów telefonii komórkowej. Poprosił o wykaz podsuchów zlecanych przez ABW" - twierdzą specjaliści ds. służb, którzy pracują dla tworzącej się koalicji PO - PSL.

Po co takie żądanie, skoro kierownictwo ABW ma te dane u siebie? "Agencja chciała sprawdzić, czy jej dane zgadzają się z tym, co jest w archiwach operatorów. Niektóre podsłuchy mogły być niezewidencjonowane w ABW, ale ślad pozostał u operatorów.

Mogło chodzić o uzupełnienie luk w agencyjnej dokumentacji" - podejrzewa rozmówca DZIENNIKA. Podobne informacje dostał poseł Paweł Graś z PO, odpowiadający w Platformie za sprawy związane ze służbami specjalnymi. "Sprawę trzeba wyjaśnić" - zapowiada.

Reklama

Oficerowie ABW opowiedzieli DZIENNIKOWI, jak ich zdaniem odbywało się kopiowanie materiałów w końcówce rządów PiS. "Z ABW wyjechało tyle kwitów, że zebrałaby się furgonetka" - twierdzi jeden z funkcjonariuszy. Zdaniem oficerów do ostatnich dni urzędowania Bogdan Święczkowski kazał sobie dostarczać teczki z prowadzonych spraw.

"Z pionów operacyjnych akta były zabierane nawet na kilkanaście dni. Nikt nie wiedział, co się z nimi wówczas działo. Słyszeliśmy, że były wywożone poza Agencję oraz kopiowane" - mówi DZIENNIKOWI jeden z oficerów. "Na 99,9 procent akta były kopiowane, ale poza urzędem. Nasze kopiarki zostawiają ślady nie do usunięcia, logo firmy" - potwierdził inny oficer. Ich zdaniem Święczkowskiego interesowały głównie spektakularne sprawy. "Pytał, czy są tam znane nazwisk.

Udowodnienie, że kwity były kopiowane, może być trudne. Dokumenty z pionów operacyjnych brane są "na gębę". Odnotowywane jest tylko wypożyczenie akt z archiwów. "Nikt nie rewiduje szefów, mogli wywieźć, co chcieli" - opowiadają informatorzy DZIENNIKA.

Reklama

O przynoszeniu przez Święczkowskiego do ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry tajnych akt z nazwiskami polityków mówił już przed sejmową komisją Janusz Kaczmarek, do afery gruntowej jeden z najważniejszych ludzi PiS w resortach siłowych.

Sam Święczkowski, który błyskawiczną karierę zawdzięcza Ziobrze i braciom Kaczyńskim, gwałtownie zaprzecza: "To absurd. Mogą tak mówić tylko ludzie, którzy nie znają procedur postępowania z tajnymi dokumentami. Zapewniam, że gdy byłem szefem ABW, nie działy się takie rzeczy. Nie było również żadnych nielegalnych podsłuchów" - powiedział DZIENNIKOWI kilka dni temu.

Przyznał też, że podejrzewał o nielegalne praktyki szefów z SLD, ale nie znalazł na to dowodów. Tymczasem sygnały o nielegalnym kopiowaniu dokumentów w służbach dotarły do Jana Burego, posła PSL z sejmowej komisji ds. służb. "Byłby to skandal. Jeśli kserowano by dokumenty, byłoby to przestępstwo".

Platforma musi sprawdzić ABW

Funkcjonariusze ABW długo będą pamiętać niedawnego szefa Bogdana Święczkowskiego. Nikt tak celnie jak on nie rzucał w nich popielniczkami i aktami śledztw, nie wydzierał się, aż drżały ściany przy Rakowieckiej, od nikogo nie słyszeli tylu obelg. Nasuwa się pytanie, czy Święczkowski nie ma na sumieniu poważniejszych spraw - wykorzystywania służb na korzyść konkretnej partii, kopiowania tajnych dokumentów, zacierania śladów działań na granicy prawa - zastanawiają się dziennikarze z działu śledczego DZIENNIKA - Michał Majewski i Paweł Reszka.

Prokurator Święczkowski miał mocne wejście do ABW. Na stanowisko szefa przyszedł po zimnym urzędniku Witoldzie Marczuku. Od razu stało się jasne, że będzie inaczej. Anegdota głosi, że na pierwszej odprawie z kierownictwem Agencji Święczkowski wygłosił lapidarne expose: "Przyszedłem tu na krótko i wrócę do prokuratury, a wam nie wierzę jak psom!"

Święczkowski, człowiek o wzroście koszykarza i gabarytach zawodnika sumo, zawdzięczał swoje stanowisko Zbigniewowi Ziobrze, koledze z dawnych lat. Godzilla lub Dżabba, jak go nazywano, nigdy nie ukrywał, że nie jest apolityczny. Podkreślał otwarcie, że praca z ludźmi takimi Ziobro czy Jarosław Kaczyński to dla niego zaszczyt. Można było odnieść wrażenie, że ABW pod rządami Święczkowskiego stała się chłopcem na posyłki prokuratury kierowanej przez szeryfa PiS.

Sam szef dawał swoim ludziom do zrozumienia, że tylko do tego się nadają. Znajomy Święczkowskiego: "Bogdan jest zszokowany amatorszczyzną ludzi w ABW. Opowiadał, że jeden z funkcjonariuszy wziął do ręki plik banknotów, które były dowodem korupcji. Zostawił na nich swoje odciski, zacierając ślady przestępstwa".
ABW - teroretycznie odpowiedzialna za najgrubsze sprawy - zajmowała się jednak historiami nie największego kalibru. Żeby wspomnieć zatrzymanie Adama F., byłego pracownika Oddziału Terenowego Agencji Nieruchomości Rolnych w Koszalinie i Choszcznie, czy Jana S. - wicestarostę powiatu Jaworskiego, za nadużywanie funkcji.

Święczkowski chciał to zmieniać. Wysyłał ludzi na szkolenia, chciał, by brali się za sprawy godne ABW: afery gospodarcze, walkę z terroryzmem. Wreszcie załatwił, pierwsze od lat, wysokie podwyżki dla kiepsko opłacanych funkcjonariuszy.

Jednak Święczkowski nigdy nie był samodzielny. Nawet nie usiłował odkleić się od Ziobry: ministra z duszą polityka. Był z nim na stałym łączu. Obaj chodzili do premiera Kaczyńskiego, by przedstawiać mu co ciekawsze historie. Oczywiście nie o urzędnikach z Choszczna. Chodziło o sprawy, w których przewijały się nazwiska z gazet i z ław parlamentarnych. Można to oceniać negatywnie, ale to jeszcze nie kryminał. W końcu premier ma prawo wiedzieć o ważnych akcjach ABW. Jednak teraz sytuacja wygląda poważnie. Święczkowski staje w obliczu najpoważniejszych zarzutów: kopiowania tajnych dokumentów i zacierania śladów bezprawnych działań.

Tak twierdzą źródła w ABW. Czy to prawda? Czy Święczkowski sprzeniewierzył się zasadom? A może pomawiają go funkcjonariusze, którzy ustawiają się pod nową władzę? Trudno przesądzić. "Bez wejścia do środka i obejrzenia papierów nie da się powiedzieć, jak naprawdę było" - mówi ekspert od służb specjalnych.
Odpowiedzialność za wyjaśnienie tej sprawy spada na Platformę, która za chwilę przejmie ABW i inne instytucje odpowiedzialne za bezpieczeństwo. Do rozwikłania takich zagadek nie wystarczą szczere chęci i okrągłe słowa, potrzebni są fachowcy i determinacja. Czy Platforma ma fachowców i "ciąg na bramkę", żeby wyjaśnić, jak było?

W partii Tuska trwa wewnętrzna walka, ścierają się sprzeczne koncepcje. Jedni mówią: przejrzyjmy każdy papierek, wyjaśnijmy wszystko do końca, choćby miało to oznaczać totalną wojnę z Kaczyńskimi. Drudzy studzą zapędy: nie idźmy na całość, nie palmy mostów, choćby dlatego, że czeka nas kohabitacja z prezydentem.
Wypada kibicować pierwszej opcji. Trzeba wyjaśnić, czy w służbach doszło do ciężkich nadużyć. Polityczne układanki nie powinny mieć na to wpływu. PO zapowiada dokładny audyt w służbach. Bogdan Święczkowski dzięki Ziobrze będzie czekał na wyniki tego sprawdzenia jako dożywotni prokurator krajowy, z dobrym uposażeniem i emeryturą.