ABW już złożyła w prokuraturze kilka zawiadomień o podejrzeniu popełnienia przestępstw przez wysokich funkcjonariuszy - przekroczenia uprawnień, poświadczenia nieprawdy, preparowania dokumentów - twierdzi "Gazeta Wyborcza". I jak mówią świadkowie szefowi tajnej służby Krzysztofowi Bondarykowi - Święczkowski robił, co tylko kazał mu minister Ziobro. Wystarczył jeden telefon z resortu sprawiedliwości, by agenci śledzili podejrzanego przez ministra człowieka.

Reklama

Do tego Święczkowski brał do domu tajne materiały i nikogo o tym nie zawiadamiał. Owszem - pisze "Gazeta Wyborcza" - każdy szef ABW może takie teczki wziąć, ale nie może ich wynieść z agencji, kopiować, czy nie wpisywać tego do specjalnej księgi.

W rozmowie z gazetą nowy szef agencji ujawnia też przepych poprzednich władz. Święczkowski kazał sobie kupić limuzynę za 180 tysięcy złotych. Latał tylko klasą biznes, a chroniło go siedmiu uzbrojonych ludzi.

Według Bondaryka Święczkowski miał w swych oknach zamontowany system przeciwdziałania podsłuchowi laserowemu. Tyle, że naprzeciw jego okien mają gabinety wiceministrowie MSWiA, a ci raczej nie podsłuchiwaliby szefa ABW, dlatego Bondaryk system kazał wyrzucić.

Reklama