W poniedziałek Sąd Okręgowy w Warszawie nieprawomocnie oddalił pozew Bondaryka o ochronę dóbr osobistych wobec wydawcy "Rz", jej redaktora naczelnego i autora tekstu Cezarego Gmyza. Uzasadnienie wyroku było niejawne - jak i cały proces. Bondaryk może się odwołać do sądu II instancji. W sądzie nie było ani jego, ani jego adwokata.
Powód żądał przeprosin w "Rz" i w jej portalu internetowym za "nieprawdziwe" twierdzenia, jakoby śledztwo dotyczyło jego, podczas gdy był on w sprawie przesłuchiwany tylko jako świadek. "To tak jakby 'mały Czaruś' został potrącony na drodze przez kierowcę, a potem by napisano, że umorzono sprawę 'małego Czarusia'" - tłumaczył wcześniej PAP pełnomocnik Bondaryka mec. Paweł Granecki.
W 2008 r. "Rz" pisała m.in., że "prokuratura umorzyła sprawę Bondaryka" i że obecny szef ABW "nie będzie miał postawionych zarzutów w sprawie wycieku informacji". Chodziło o umorzenie śledztwa ws. wycieku w 2005 r. danych z Polskiej Telefonii Cyfrowej (operatora Ery GSM), gdzie Bondaryk - po odejściu z UOP - pracował na kierowniczym stanowisku związanym z ochroną informacji niejawnych. W styczniu 2008 r. ta sprawa była jedną z przyczyn obiekcji prezydenta Lecha Kaczyńskiego wobec kandydatury Bondaryka na szefa ABW - co sformułował w "pytaniach" do premiera, które Tusk potraktował jako opinię prezydenta, niezbędną do nominacji szefa ABW.
Mec. Barbara Kondracka, pełnomocnik pozwanych, wnosiła o oddalenie powództwa, twierdząc, że tytuł może być dziennikarskim uogólnieniem treści artykułu. "Było doniesienie skierowane przeciw panu Bondarykowi przez członka zarządu PTC" - argumentowała. Mec. Granecki replikował, że status prawny tego zarządu był niejasny, a - niezależnie od treści zawiadomienia - Bondaryk w sprawie nigdy nie był podejrzanym. "Nawet jeśli pan Zbigniew Ziobro wyraża w inkryminowanym artykule pogląd, że wiele wskazuje, iż pan Bondaryk powinien mieć postawione zarzuty" - dodał adwokat.
Uzasadnienie umorzenia śledztwa ws. wycieku danych z PTC jest niejawne. "Rz" pisała, że w większości jego wątków prokuratorzy nie dopatrzyli się przestępstwa, a najważniejszy dotyczył wynoszenia z firmy przez Sławomira S. od kwietnia do sierpnia 2005 r. "dokumentów zawierających informacje niejawne, dotyczące zapytań służb specjalnych, sądów, prokuratur i innych uprawnionych organów". Były w nich informacje o billingach oraz podsłuchach. Sąd zwrócił się do prokuratury o akta tego śledztwa.
Cywilny proces zaczął się w grudniu 2008 r. Toczył się on w trybie niejawnym na wniosek pełnomocnika Bondaryka. Trwa też proces karny wytoczony przez Bondaryka "Rz" za ten artykuł.
Z kolei w lipcu br. Sąd Okręgowy w Warszawie orzekł, że "Rz" nie musi przepraszać Bondaryka za artykuł dot. jego brata, podejrzanego w sprawie przemytu złota. Według informatorów gazety - nie byłoby to możliwe bez wsparcia służb specjalnych, a - jak przypominał autor tekstu - Bondaryk stał wtedy na czele delegatury UOP w Białymstoku. Sąd nieprawomocnie oddalił wtedy pozew Bondaryka wobec wydawcy "Rz", jej redaktora naczelnego i Gmyza. Także uzasadnienie tego wyroku było niejawne - jak i cały proces. Bondaryk odwołuje się od wyroku.
Źródła gazety twierdziły też, że to m.in. Bondaryk stał za dymisją szefa Prokuratury Apelacyjnej w Białymstoku Krzysztofa Luksa, który nadzorował rozpracowywanie tej sprawy przez śledczych. Gazeta twierdziła, że ówczesny prokurator krajowy Marek Staszak planował pozostawić Luksa na stanowisku, ale inna była decyzja ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ćwiąkalskiego. Ćwiąkalski zapewniał zaś, że konsultował swą "suwerenną decyzję" o odwołaniu Luksa ze Staszakiem i że Bondaryk nie interweniował w tej sprawie.
Bondaryk twierdzenia gazety uznał za "nieprawdziwe i naruszające dobra osobiste". Pozwał "Rz" za teksty o nim i jego bracie (wytoczył za to też dziennikarzom "Rz" proces karny).
Śledztwo w sprawie brata szefa ABW umorzono w końcu z "braku cech przestępstwa" co do zarzutu paserstwa (inne zarzuty już się wcześniej przedawniły). Prokuratura ustaliła bowiem, że mógł on nie wiedzieć, że kruszec pochodzi z przemytu, a same niezgodności w zeznaniach podatkowych nie świadczą, że było inaczej.