Szef Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego za czasów rządu Jarosława Kaczyńskiego odrzuca oskarżenia w wywiadzie dla "Rzeczpospolitej", że uwielbiał korzystać z przywilejów władzy. To, że jeździł luksusowym samochodem, wcale nie wynikało z jego zamiłowania do wygód. Sprawa jest dużo prostsza - Bogdan Świeczkowski jest po prostu dużym człowiekiem.
"Samochód ten został kupiony dla jednego z naszych departamentów. Okazało się, że był tam nieużywany i samochód został mnie przekazany. Jak pan widzi, jestem osobą mającą ponad dwa metry wzrostu i do tego sporą wagę. Nie do każdego wozu się mieszczę" - wyjaśnia były szef ABW.
I dodaje, że akurat jemu nie powinno się stawiać zarzutów o nadużywanie przywilejów. Bo na przykład Janusz Kaczmarek, były minister spraw wewnętrznych i administracji jeździł luksusowym opancerzonym bmw i miał ochorę agentów BOR. A Święczkowski z pracy do domu wracał koleją.
Okazuje się, że również podróże Bogdana Święczkowskiego po świecie bardzo drogą klasą biznes w samolotach wynikały z jego słusznych rozmiarów.
"Powód jest jednak dokładnie taki sam jak w przypadku samochodu. Zostałem obdarzony przez naturę słusznym wzrostem i posturą. Nie ukrywam, że na klasę ekonomiczną jestem ponadwymiarowy" - tłumaczy były szef Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego.
Święczkowski zapewnia też, że w czasach, gdy to on stał na czele ABW, służba ta nie odczuwała absolutnie żadnych nacisków politycznych.
"Podsłuchy były używane jedynie w uzasadnionych przypadkach, zawsze za zgodą sądu" - podkreśla. I dodaje: "Nikt nigdy nie był podsłuchiwany dlatego, że należał do innej partii niż wówczas rządziła, lub dlatego, że był dziennikarzem. Wychodziliśmy z założenia, że techniki operacyjne mogą być stosowane jedynie w uzasadnionych przypadkach i zawsze odbywało się to za zgodą i na warunkach określonych przez sąd".