Przeczytaj fragmenty książki o Lechu Wałęsie
Książka pt. "SB a Lech Wałęsa. Przyczynek do biografii" stawia tezę, że odwołanie w 1992 r. rządu Jana Olszewskiego na wniosek Wałęsy oraz jego sprzeciw wobec lustracji miały "motywy, niestety, jak najbardziej osobiste". Według autorów, oryginał teczki "Bolka" najprawdopodobniej jest dziś w Moskwie.
"Jeśli Lech Wałęsa - przewodniczący NSZZ <Solidarność>, legendarny przywódca marszu ku wolności w latach 80. i były prezydent RP w latach 1990-1995 - nie mógł wyzwolić się z obciążenia przeszłością, to czy mogły to zrobić dziesiątki tysięcy innych osób, uwikłanych w kompromitujące kontakty z SB, a pełniące dziś ważne funkcje publiczne?" - pytają autorzy.
Licząca 751 stron pozycja ma ukazać się nakładem IPN w poniedziałek. Wstęp, autorstwa prezesa IPN Janusza Kurtyki, stwierdza, że problem relacji Wałęsy z SB nie został dotychczas poddany analizie naukowej, był zaś wykorzystywany w gwałtownych dyskusjach prasowych.
"Odruchowo znaczna część uczestników tych debat odrzuca możliwość, iż młody członek komitetu strajkowego Stoczni Gdańskiej w 1970 r. mógł przez kilka następnych lat, samotny w relacji z machiną SB, być tajnym współpracownikiem bezpieki, mógł następnie zerwać tę współpracę i zaangażować się w działania opozycji demokratycznej i Wolnych Związków Zawodowych, mógł odrzucić próby ponownego werbunku przez SB, dzięki swej osobowości i momentowi historycznemu mógł zostać symbolicznym liderem wielkiego ruchu <Solidarności> i światową ikoną antykomunistycznego oporu; musiał wreszcie jako prezydent wolnej już Polski ustosunkować się do tego epizodu własnej przeszłości - i że wszystkie powyższe odsłony dotyczą biografii jednego człowieka, któremu miejsca w historii Polski nikt nie odbiera" - napisał Kurtyka.
W swoim wstępie autorzy podkreślają, że książka nie jest biografią Wałęsy, ale "naukową próbą wyjaśnienia złożonej kwestii relacji i związków L. Wałęsy z SB". Dodają, że dzieje "sprawy Wałęsy" po 1990 roku przedstawili "na tle zjawisk politycznych i wydarzeń, które naszym zdaniem mogły mieć bezpośredni lub pośredni związek z przeszłością legendarnego przywódcy <Solidarności>".
Okres do 1990 r. opracował Cenckiewicz, a po 1990 r - Gontarczyk, ale podkreślają, że za całość odpowiadają wspólnie. Autorzy podkreślają, że próbowali doprowadzić do spotkania z Wałęsą - 27 września 2007 r. do biura Wałęsy w Gdańsku wpłynęło pismo Gontarczyka z taką propozycją. Jeszcze tego samego dnia dostali kurierem pismo Wałęsy "z żądaniem, by w książce przygotowywanej przez IPN uwzględnić jego wersję wydarzeń". "Żadnego sygnału prezydenta Wałęsy o gotowości spotkania z autorami nie było" - dodali.
Intencją autorów - jak piszą - było, by "przede wszystkim przemówiły dokumenty, stąd też przeważającą część publikacji stanowią aneksy źródłowe". Jest tam w sumie 86 najróżniejszych dokumentów - od esbeckich akt z lat 70. i 80., przez fragmenty wspomnień różnych uczestników wydarzeń, po dokumenty z lat 90. dotyczące lustracji, akta UOP oraz prokuratury nt. dalszych losów akt "Bolka". Ostatnim chronologicznie dokumentem jest wyrok Sądu Lustracyjnego wobec Wałęsy z sierpnia 2000 r., że złożył prawdziwe oświadczenie lustracyjne o tym, że nie był agentem SB.
Pierwszym dokumentem z książki jest karta ewidencyjna Wałęsy E-14 o "wyrejestrowaniu" "Bolka" z ewidencji operacyjnej SB 19 czerwca 1976 r. z powodu "niechęci do współpracy". Nr ewidencyjny 12535 odpowiada numerowi dziennika rejestracyjnego gdańskiej SB, w którym 29 grudnia 1970 r. zarejestrowano "Bolka" jako tajnego współpracownika. Zapis o rejestracji jest też w komputerowym zbiorze danych SB, tzw. Zintegrowanym Systemie Kartotek Operacyjnych.
W notatce st. szer. SB Marka Aftyki z 21 czerwca 1978 r. na temat przeglądu akt Wałęsy jest zdanie: "Wymieniony do współpracy z organami bezpieczeństwa pozyskany został w dniu 29 XII 1970 r. jako TW ps. <BOLEK> na zasadzie dobrowolności przez st. insp. Wydziału II KW MO w Olsztynie kpt. [Edwarda] Graczyka".
Inne źródło to tzw. arkusz ewidencyjny osoby podlegającej internowaniu, w którym - jeszcze w listopadzie 1980 r. - gdańska SB napisała, że Wałęsa był "29.12.1970 pozyskany do współpracy z SB. W okresie 1970-72 przekazał szereg informacji dot. negatywnej działalności pracowników Stoczni".
"Zachowana dokumentacja dotycząca działalności TW <Bolek> jest na tyle skąpa, że nie pozwala na całościowy opis i ocenę jego aktywności" - piszą autorzy. Dodają, że akta SB dotyczące Wałęsy "brakowano" przynajmniej dwa razy: w latach 1989-1990 oraz 1992-1995. Według książki, do 1992 r. w UOP znajdowało się ponad 30 różnych dokumentów związanych z "Bolkiem", w tym "notatka odręczna, prawdopodobnie rekonstruująca treść zobowiązania do współpracy TW <Bolek> z SB". Akta te ukradziono w latach 90. z archiwum UOP - twierdzą autorzy.
Podkreślają, że choć w latach 70. gdańska SB miała czterech agentów o kryptonimie Bolek, to tylko jeden pracował w stoczni i miał nr ewidencyjny 12535. "Bolek" miał trzech oficerów prowadzących: kpt. Edwarda Graczyka, kpt. Henryka Rapczyńskiego i kpt. Zenona Ratkiewicza. Raz w spotkaniu kontrolnym z "Bolkiem" wziął udział kpt. Czesław Wojtalik.
Według autorów, kontakt z "Bolkiem" w stoczni utrzymywał rezydent SB ps. Madziar, kpt. Józef Dąbek. Odbierał on doniesienia, przekazywał zadania do wykonania oraz wręczał pieniądze. W książce wydrukowano dwa pokwitowania odbioru pieniędzy przez "Bolka" za udzielone SB informacje - 1500 zł 18 stycznia 1971 r. oraz 700 zł 29 czerwca 1974 r. Dąbka nadzorował ppor. Janusz Stachowiak, który oceniał informacje odbierane przez "Madziara" od "Bolka".
W książce opublikowano m.in. cztery zachowane (w formie oryginalnych maszynopisów), pełne doniesienia "Bolka" z kwietnia i listopada 1971 r., które jeden z autorów pracy odnalazł w gdańskim IPN. Są też tam trzy fragmenty doniesień i podsumowań donosów "Bolka" z lat 1971-72 , a także kserokopie ręcznego doniesienia "Bolka" ze stycznia 1971 r. oraz dwóch pokwitowań odbioru pieniędzy.
Autorzy nie umieją określić, na ile prawdopodobna jest hipoteza, że agenturalna działalność wpłynęła na decyzję o przyznaniu Wałęsie w październiku 1972 r. stoczniowego mieszkania. Według autorów, "Bolek" był "współpracownikiem aktywnym, posłusznym, ofensywnym, pomysłowym i dość skrupulatnym"; dbał też o konspirację. "Oficerom SB zwracał uwagę na jednoźródłowość przekazywanych wiadomości, co w sytuacji ich wykorzystania mogłoby narazić go na dekonspirację" - piszą autorzy. Ich zdaniem, "Bolek" wykazywał ponadto dużo "własnej inicjatywy w rozpoznawaniu źródeł zagrożeń".
"W znanych nam zaledwie kilku dokumentach dotyczących bezpośrednio działalności TW <Bolek> przewinęły się 24 nazwiska, z czego większość stanowią jego koledzy z wydziału W-4 i Rady Oddziałowej oraz uczestnicy rewolty grudniowej 1970 r." - piszą autorzy.
Dodają, że jako członek komitetu strajkowego w Grudniu '70, a później reprezentant załogi w rozmowach z dyrekcją stoczni, w tym z I sekretarzem KC PZPR Edwardem Gierkiem, "Bolek" cieszył się autorytetem i zaufaniem stoczniowej załogi. "Bolek" przekazywał SB m.in. informacje o nastrojach na wydziale W-4 stoczni, okolicznościach podpalenia siedziby PZPR w Gdańsku, o odszkodowaniach za grudzień 1970 r. oraz o próbie zakłócenia pochodu 1 maja w 1971 r. Informacje "Bolek" zdobywał nawet podczas zwolnień lekarskich - podkreślają autorzy.
W kwietniu 1971 r. "Bolek" mówił Rapczyńskiemu, że pracownik stoczni Józef Szyler (lider robotniczy z wydziału W-4) mówił mu, że "ma szanse uciec do NRF". SB wszczęła sprawę operacyjną wobec Szylera. O innym, nieznanym mu robotniku, który wzywał do walki o postulaty "sposobem grudniowym", "Bolek" napisał m.in., że jest "wysoki, szczupły, bez zębów z przodu", dzięki czemu SB ustaliła jego personalia. c.d.n. "W latach 1970–[19]72 wymieniony już jako TW ps. <BOLEK> przekazywał nam szereg cennych informacji dot. destrukcyjnej działalności niektórych pracowników; na podstawie otrzymanych materiałów założono kilka spraw" - pisał w swej notatce Aftyka. Dodawał, że za przekazane informacje "Bolek" był wynagradzany i "w sumie otrzymał 13 100 zł; wynagrodzenie brał bardzo chętnie".
Według Aftyki, "po ustabilizowaniu się sytuacji w stoczni dało się zauważyć niechęć do dalszej współpracy z naszym resortem. Tłumaczył on to brakiem czasu i tym, że na zakładzie nic się nie dzieje. Żądał również zapłaty za przekazywane informacje, które nie stanowiły większej wartości operacyjnej. Podczas kontroli przez inne źródła informacji stwierdzono, że niejednokrotnie w przekazywanych informacjach przebijała się chęć własnego poglądu na sprawę, nadając jej niejako opinię środowiskową. Stwierdzono również, że podczas odbywających się zebrań dość często bez uzasadnienia krytykował kierownictwo administracyjne, partyjne i związkowe wydziału".
Jeden z agentów ze stoczni, TW "Kolega" podawał 15 lipca 1974 r., że "Wałęsa powiedział, że jedyną drogą jest organizacja związków mająca na celu pozbycie się <czerwonych pająków> w szeregu związków, którzy tylko patrzą <żeby wykorzystać sytuację budując domy, luksusowe samochody, odpoczywają na zagranicznych wczasach>".
Aftyka pisał, że z Wałęsą przeprowadzano po każdym takim wystąpieniu rozmowy, wytykając mu "niewłaściwość" postępowania, ostrzegając go, że może być zwolniony z pracy. W końcu w kwietniu 1975 r. zwolniono go. Aftyka dodał, że "ponowne nawiązanie kontaktu z TW "Bolek" spowodowało u niego bardzo aroganckie zachowanie w stosunku do naszego pracownika i stwierdzenie, że na żadne spotkanie nie przyjdzie, gdyż nie chce naszych organów znać".
Wobec tego, w czerwcu 1976 r. wyeliminowano go z "czynnej sieci agenturalnej", a "teczkę personalną i roboczą" złożono w archiwum KW MO w Gdańsku. Z notatki mjr. SB Czesława Wojtalika i mjr. Ryszarda Łubińskiego z 9 października 1978 r. wynika, że 6 października przeprowadzili oni rozmowę z Wałęsą w celu podjęcia "próby ponownego pozyskania" i "zneutralizowania jego negatywnej działalności prowadzonej w ramach tzw. Wolnych Związków Zawodowych".
"Oświadczył, niepytany, że nie będzie o niczym z nami rozmawiał, działalności w WZZ się nie wyrzeknie, nie życzy sobie aby przeszkadzano mu w pracy (...) a poza tym o nachodzeniu go zamelduje komu trzeba" - pisali esbecy. Dodali, że swą wcześniejszą "pomoc" ocenia jako swój błąd; "zresztą z popełnienia tego błędu zwierzył się swoim znajomym z opozycji". "Pociesza go jedynie fakt, że nie tylko on błąd taki w przeszłości popełnił, ale popełnili go także Gwiazdowie, Bulc i Borusewicz" - głosi notatka SB. Osiem dni po tej rozmowie SB zaczęła Wałęsę rozpracowywać w operacji pod kryptonimem Bolek - napisali autorzy.
W kolejnej części pracy opisują oni działania Wałęsy w opozycji, szefowanie strajkiem w gdańskiej stoczni w sierpniu 1980 r. i działalność jako lidera NSZZ "Solidarność" w latach 1980-81. Autorzy piszą, że podczas internowania Wałęsy w stanie wojennym zainicjowano działania operacyjne, których celem było skompromitowanie go zarzutem współpracy z SB w oczach podziemia oraz świata zachodniego (tak by nie dostał Pokojowej Nagrody Nobla). Działania te prowadziło tzw. biuro studiów MSW.
I tak już w lutym 1982 r. w obozie dla internowanych podrzucono Annie Walentynowicz kopie doniesień "Bolka" z 1971 r i pokwitowań pieniędzy przez niego. Ona natychmiast to zniszczyła. O "działaniach specjalnych" SB wobec Wałęsy wiadomo tylko z oświadczenia oficera biura studiów mjr. Adama Stylińskiego, złożone w 1985 r. po ucieczce na Zachód Eligiusza Naszkowskiego, lidera "S" w Pile, a zarazem agenta i oficera SB.
Pisał on m.in., że "pierwszy etap działań polegał na <przedłużeniu działalności> TW <Bolek>;, tj. L. Wałęsy, o minimum 10 lat". W ramach realizacji tego planu SB przekazała członkom Komitetu Noblowskiego doniesienie "Bolka" i pokwitowanie odbioru pieniędzy.
Według autorów, "wszystko wskazuje", że SB korzystała w tych działaniach "także z autentycznych dokumentów archiwalnych TW <Bolek>", co ma potwierdzać notatka st. chor. Tadeusza Maraszkiewicza z 1985 r. Pisał on, że w tych działaniach SB chodziło m.in. o "kontynuację przerwanej uprzednio współpracy z resortem". "Logicznie rzecz ujmując, nie można kontynuować czegoś, co w przeszłości nigdy nie zaistniało" - piszą autorzy. Według nich, mimo fiaska akcji SB i przyznania w 1983 r. Nobla Wałęsie, akcję "Bolek" (od 1983 r. pod nazwą Zadra) kontynuowano do drugiej połowy lat 80.
Kolejnych 130 stron książki poświęcono wydarzeniom po 1990 r. Szeroko opisano sprawę lustracji w 1990 r. i odwołania na tym tle rządu Olszewskiego na wniosek Wałęsy, który znalazł się wtedy na "liście Macierewicza". Książka podaje, że wykonując uchwałę lustracyjną Sejmu, szef MSW Antoni Macierewicz zebrał w UOP "kilkadziesiąt istotnych dokumentów" "Bolka", w tym ok. 20 jego donosów z lat 1971-1974, znalezionych w aktach innych spraw operacyjnych SB.
Według autorów, autentyczność dokumentów, które zebrał Macierewicz, "nie budziła wątpliwości" i wykluczone jest, "by dołożono je później". Zarazem dodają, że w gdańskim UOP nie było ani teczki personalnej, ani teczki pracy "Bolka".
Dalej książka szeroko opisuje sprawę otrzymania przez prezydenta Wałęsę z UOP, mocą decyzji ówczesnego szefa MSW Andrzeja Milczanowskiego, zgromadzonej na jego temat dokumentacji SB, która wróciła do UOP po kilku miesiącach zdekompletowana. Zniknęły najważniejsze dokumenty świadczące, że urzędujący prezydent był "Bolkiem" - piszą autorzy.
We wrześniu 1996 r. szef MSW z SLD Zbigniew Siemiątkowski napisał w notatce dla prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego, że do UOP nie wróciły m.in. "notatki i doniesienia agenturalne od Lecha Wałęsy", "jego dokumenty rejestracyjne" i "pokwitowania Lecha Wałęsy na odbiór wynagrodzenia za działalność agenturalną". Choć poproszono wtedy byłego prezydenta, aby zwrócił brakujące materiały, nigdy nie odpowiedział.
Według autorów, przekazanie przez Milczanowskiego Wałęsie oryginałów akt, bez pośrednictwa tajnych kancelarii, naruszało prawo. Prokuratura, która początkowo postawiła Milczanowskiemu oraz szefom UOP Jerzemu Koniecznemu i Gromosławowi Czempińskiemu zarzut utraty tajnych akt, w 1999 r. umorzyła śledztwo, uznając, iż nie doszło do przestępstwa (w książce wydrukowano pełny tekst tego umorzenia, który jest oznaczony klauzulą "tajne").
Zdaniem autorów, prowadząca śledztwo prok. Małgorzata Nowak "początkowo zamierzała powiadomić marszałka Sejmu o możliwości popełnienia przestępstwa przez urzędującego prezydenta, jednak taką możliwość zablokowali jej przełożeni".
Ponadto książka opisuje zniszczenia akt SB co do "Bolka", do których doszło w latach 90. w gdańskim UOP. W ich miejsce podrzucono inne, które według autorów są falsyfikatami, a które mają świadczyć, że w latach 70. Wałęsa nie współpracował z SB.
Ostatnia część książki opisuje proces lustracyjny Wałęsy z 2000 r. w szerokim kontekście lustracji w Polsce. Zdaniem autorów, jej praktyka była ułomna, bo przed Sądem Lustracyjnym nie stanęło wiele osób, "co do których zachowały się dokumenty świadczące o ich współpracy z komunistycznymi organami bezpieczeństwa".
Autorzy dodają, że niektórzy adwokaci lustrowanych "działali we własnej sprawie", np. adwokat Józefa Oleksego mec. Wojciech Tomczyk, "rejestrowany w latach 1985-1990 jako konsultant wydziału IX departamentu III MSW (zwalczanie opozycji)". Innym przykładem ma być prof. Piotr Kruszyński, adwokat Zyty Gilowskiej, który - według książki - był w latach 1968-1971 kandydatem na wywiadowcę Agenturalnego Wywiadu Operacyjnego WP; od 1979 r. rejestrowany przez departament III MSW, najpierw jako kontakt operacyjny, a potem jako tajny współpracownik "Piotr". W 1990 r. akta TW zniszczono.
Opisując wyrok Sądu Lustracyjnego z 2000 r. wobec Wałęsy, autorzy oceniają, że sąd oparł się głównie na notatce Stylińskiego, że w działaniach SB przeciw Wałęsie chodziło o "<przedłużenie działalności> TW ps. Bolek, tj. Lecha Wałęsy, o minimum 10 lat". Według autorów, cudzysłów oznaczał, że "przedłużenie" to miało charakter nienaturalny, bo sprawa TW "Bolek" zakończyła się w 1976 r., ale sąd uznał, że cudzysłów to dowód, iż Wałęsa nigdy nie współpracował z SB. "Gdyby rzeczywiście nie było wcześniejszego okresu współpracy L. Wałęsy z SB, to użycie zwrotu o "przedłużeniu działalności TW <Bolek>" nie miałoby żadnego sensu" - czytamy w książce.
Według autorów, nie wiadomo, na jakiej podstawie sąd wysnuł wnioski, że autentyczna teczka "Bolka" nigdy nie istniała, a Macierewicz w 1992 r. dysponował aktami sfałszowanymi przez SB. Zdaniem autorów, sąd pominął ustalenia śledztwa co do zaginionych dokumentów "Bolka".
"Warto również pamiętać, że sędziowie Sądu Lustracyjnego działali pod ogromną presją gwałtownej kampanii propagandowej, świadomi znaczenia, jakie wyrok w sprawie Wałęsy może mieć nie tylko dla historii Polski, lecz także dla jej współczesności" - napisali autorzy. Według nich, "trudno jednoznacznie stwierdzić, co w sprawie lustracji Lecha Wałęsy odegrało rolę decydującą: problematyczność w interpretacji niekompletnego materiału dowodowego, niesprzyjające okoliczności procesu, niekompetencja czy zła wola".
"Komplet informacji na temat agenturalnej przeszłości osób publicznych w Polsce dziś znajduje się zapewne tylko w jednym miejscu. Nie w Warszawie, bo tu znaczną część zniszczono, a w Moskwie. Najprawdopodobniej tam właśnie znajduje się oryginalna teczka <Bolka>" - piszą we wnioskach Cenckiewicz i Gontarczyk. Pytają, czy w związku z tym całą tę historię warto po prostu "zamieść pod dywan".
"Rekonstrukcja tej jednej historii mimowolnie pokazuje skutki, jakie w historii Polski odegrał brak lustracji i swobodnego dostępu do archiwaliów b. SB; podporządkowanie służb specjalnych prywatnym interesom rządzących, działalność tzw. sądownictwa lustracyjnego, sędziowie wydający wyroki we własnej sprawie, nielegalny <drugi obieg> ukradzionych dokumentów SB" - napisali autorzy.
Ostatnie zdanie książki brzmi: "Sprawa TW <Bolek> z lat 1970-1976 jest tak samo prawdziwa, jak historyczna rola Wałęsy w latach 80".