W publikacji Gontarczyka i Cenckiewicza pojawiły się nie tylko dokumenty SB, ale również materiały MSW i UOP z lat 90. gdy prezydentem był Lech Wałęsa.
Książką zainteresowała się również Agencja Bezpieczeństwa Wewenętrznego, bo według niej znalazły się w niej tajne materiały. Chodzi o kopie dokumentów, które pochodziły z archiwów ABW (były UOP). Na większości z nich klauzulę tajności zdejmowano za rządów PiS w 2007 roku.
Tymi dokumentami nie dysponował IPN, lecz ABW - donosi portal "trójmiasto.pl". I powołuje się na Ryszarda Paszkiewicza, prokuratora okręgowego w Gdańsku: "Po analizie materiałów zdecydowaliśmy się na wszczęcie śledztwa w sprawie ujawnienia tajemnicy państwowej w książce <SB a Lech Wałęsa. Przyczynek do biografii>" - mówi.
>>> Gontarczyk: Pisanie o Wałęsie to ryzyko
W rozmowie z DZIENNIKIEM Piotr Gontarczyk przekonuje, że nigdy nie miał dostępu do materiałów należących do ABW.
"Od czasu naszej publikacji interesują się mną i moją rodziną specsłużby oraz trzy prokuratury. Zapewne chodzi o odebranie mi certyfikatu dostępu do informacji tajnych co przekreśliłoby moją dalszą karierę zawodową, a na pewno tę w w IPN" - mówi DZIENNIKOWI historyk Instytutu.
Dodaje, że jego żona była mobbingowana ze względu na jego publikacje, a potem na podstawie spreparowanych zarzutów odebrano jej certyfikat i wyrzucono z pracy. "Mam też sygnały, że do dziennikarzy mogą trafiać informacje dotyczące mojego życia osobistego i zawodowego. To jest wiedza, którą posiadam tylko ja oraz ABW" - podkreśla Gontarczyk.