Inne

Kilka tygodni temu napisaliśmy, że w kwietniu ubiegłego roku został odebrany Anecie Gontarczyk - która pracowała w komisji weryfikacyjnej WSI - certyfikat dostępu do informacji niejawnych. Rok temu, w czerwcu, odwołała się od tej decyzji.

Zgodnie z prawem kancelaria Tuska powinna rozpatrzyć jej zażelenie w ciągu 3 miesięcy i certyfikat przywrócić bądź podtrzymać swoją wcześniejszą decyzję. Choć od tego czasu minął już ponad rok, do dziś Aneta Gontarczyk nie dostała odpowiedzi na odwołanie.

>>> Urzędnicy Tuska sekują żonę historyka IPN

Reklama

W maju zapytaliśmy kancelarię premiera, dlaczego zwleka z odpowiedzią. "Analiza materiału dowodowego dokonana przez organ odwoławczy wskazała na konieczność zlecenia służbie ochrony państwa wykonania dodatkowych czynności w celu uzupełnienia materiału dowodowego. Dopiero po ich wykonaniu, w styczniu 2009 r., możliwe było dokonanie kompleksowej oceny zebranego materiału. Pozwoliło to na wydanie dnia 31 marca 2009 r. decyzji kończącej postępowanie odwoławcze" - odpisała nam Beata Skorek z Centrum Informacyjnego Rządu. I zapewniła, że jeszcze tego samego dnia - 31 maraca - decyzja została przesłana na domowy domowy Anety Gontarczyk.

Z informacji, które przesłał nam CIR wynika też, że następnego dnia przesyłka została awizowana pod adresem Gontarczyk, ale ona jej nie odebrała. List list więc został zwrócony do kancelarii premiera.

Aneta Gontarczyk twierdzi jednak, że w skrzynce pocztowej nie było w tym okresie żadnego awiza z KPRM. Potwierdza to poczta, która w oficjalnym dokumencie informuje, że w okresie od marca do końca czerwca 2009 roku na adres Gontarczyk nie przyszo żadne pismo z kancelarii Tuska.

Reklama

Jest za to informacja, że w lutym tego roku KPRM przesłał list do Gontarczyk, która go nie odebrała. Nie mogła być to jednak decyzja w sprawie jej odwołania na odebrania dostępu do informacji niejawnych, gdyż ta została podjęta przez urzędników Tuska dopiero pod koniec marca.

Piotr Gontarczyk nie ma wątpliwości, że to kolejny etap politycznej walki z nimi. "Urzędnicy Tuska celowo mataczą, aby sprawa nie mogła trafić do sądu administracyjnego, który jako ostatnia instancja może zmienić decyzję o odebraniu certyfikatu bezpieczeństwa. Moja żona przez celowowe działanie kancelarii premiera nie może skorzystać z przysługującego jej prawa" - przekonuje historyk IPN.

Dodaje, że to jest to efekt politycznej zemsty za to, że jego żona pracowała w komisji weryfikacyjnej WSI oraz on wspólnie ze Sławomirem Cenckiewiczem napisał książkę "SB a Lech Wałęsa.Przyczynek do biografii".

"Dzieje się coraz więcej dziwnych rzeczy w tej sprawie, bo jak traktować przekazywanie nieprawdziwych informacji dziennikarzom" - zaznacza Gontarczyk. I przypomina, że jego żona była mobbingowana m.in. ze względu na jego publikacje, a potem na podstawie spreparowanych zarzutów odebrano jej certyfikat i w końcu wyrzucono z pracy.