"Ta rocznica była ostatnim momentem na uznanie tej zbrodni za ludobójstwo. W Belwederze miała się odbyć konferencja pod patronatem prezydenta, na której miało paść słowo: ludobójstwo. Kancelaria konferencję jednak odwołała, z niewiadomych powodów, w ostatniej chwili" - mówił w TVN24 wyraźnie rozczarowany duchowny.

Reklama

"Rząd polski uznał ludobójstwo Ormian w Turcji, uznał <Wielki głód> za ludobójstwo na Ukraińcach. Nie chce jednak uznać ludobójstwa na Polakach. Rząd wychodzi z założenia, że jeśli będziemy popierać ukraińskich nacjonalistów, to będziemy mieli dobre kontakty z Ukrainą. To nie jest dobre założenie. Politycy nie mogą bać się prawdy o swoim narodzie" - mówił natomiast o rządzie.

Jego zdaniem, sprawa Wołynia nie powinna interesować wyłącznie historyków, ale przede wszystkim polityków.

"Tutaj widać brak politycznej woli, by uznać ludobójstwo swoich rodaków. Po raz kolejny tchórzliwie zachowało się prezydium Sejmu, które nie chce poruszać tej kwestii" - przekonywał duchowny.

Dodał również, że ani skala, ani teren wydarzeń nie uprawniają do stosowania - jego zdaniem nie oddającego historycznej prawdy - określenia: Rzeź Wołynia. "Samo pojęcie <rzeź> jest pojęciem fałszywym, to było planowe ludobójstwo zorganizowane przez ukraińskich faszystów z UPA" - mówił Zaleski.

W ludobójczych akcjach dokonanych przez nacjonalistów ukraińskich, skierowanych przeciwko ludności polskiej i czeskiej zamieszkującej na Wołyniu i akcji odwetowych polskiej partyzantki, zginęło około 60 tysięcy Polaków i kilkanaście tysięcy Ukraińców. Część ofiar po stronie ukraińskiej poniosła śmierć z rąk nacjonalistów ukraińskich za pomoc udzielaną Polakom lub odmowę przyłączenia się do oprawców. Akcje trwały od 1942 do 1944 roku.