W mapie drogowej zapisano, że Polska przystąpi do przedsionka strefy euro - ERM2 przed końcem czerwca. "To już nierealne" - przyznaje w rozmowie z DZIENNIKIEM Marek Rozkrut, dyrektor departamentu polityki finansowej MF.
To w praktyce oznacza, że nieaktualne stają się wszystkie terminy zapisane w kalendarzu przystąpienia naszego kraju do unii walutowej. Zanim wejdziemy do Eurolandu musimy bowiem terminować w ERM2 przez dwa lata. Dlatego dyrektor Rozkrut dyplomatycznie mówi: "Przystąpienie Polski do strefy euro 1 stycznia 2012 r. to zadanie <bardzo ambitne>". A taki termin zapowiadał wielokrotnie premier. Teraz Tusk będzie musiał wycofać się z tej deklaracji, bo założenia przyjęte jeszcze przed kryzysem okazują się nierealne.
Dlaczego? Rozkrut tłumaczy, że przed przystąpieniem do ERM2 muszą zostać spełnione trzy warunki: stabilizacja kursu złotego, osiągnięcie porozumienia politycznego z PiS w sprawie zmiany konstytucji oraz wiarygodna perspektywa szybkiego zbicia deficytu budżetowego państwa poniżej 3 proc. PKB.
Wobec pogłębiającego się kryzysu wątpliwe, by już w przyszłym roku dziura w naszych finansach publicznych była niższa niż 3 proc. PKB. Komisja Europejska przewiduje wręcz, że w przyszłym roku osiągnie ona aż 7 proc. dochodu narodowego. Nie da się też przewidzieć, kiedy skończą się gwałtowne wahania złotego w stosunku do euro.
Jednak najtrudniejszy do spełnienia jest warunek polityczny. Bez poparcia PiS nie można zmienić konstytucji. A partia ta pozostaje sceptyczna wobec szybkiego przyjęcia euro. "Rzeczywistość przyznaje nam racje. Wystarczy spojrzeć na fatalne wyniki Słowacji: czy rzeczywiście to jest taki cud gospodarczy, że przystąpiła ona do strefy euro?" - pyta retorycznie wiceszefowa PiS Aleksandra Natalii-Świat.
Źródła w rządzie przyznają wręcz, że konstytucję da się zmienić dopiero po wyborach 2011 roku. I to pod warunkiem że partie popierające przystąpienie do strefy euro uzyskają bardzo dobry wynik. Ale wówczas Polska przed 2015 roku nie ma szans na unijną walutę. Że to najbardziej prawdopodobny scenariusz przyznaje też prof. Stanisław Gomułka.
Kryzys nie jest jednak jedynym powodem, dla którego przystąpienie naszego kraju do euro coraz bardziej się oddala. Innym jest twarda postawa rządu Niemiec oraz Europejskiego Banku Centralnego. Z naszych informacji wynika, że zarówno Berlin, jak i Frankfurt zażądały wypełnienia przez nasz kraj co do litery warunków przystąpienia do strefy euro. Chodzi nie tylko o zmianę konstytucji, ale także uzdrowienie finansów publicznych i obniżenie inflacji. W trudnych czasach kryzysu Niemcy obawiają się, że poluzowanie kryteriów mogłoby osłabić wiarygodność wspólnej waluty.