"Gotów jestem w każdej chwili do pomocy polskim stoczniom" - powiedział Lech Kaczyński. Podkreślił jednocześnie, że będzie mógł to zrobić w ramach kompetencji, jakie daje prezydentowi konstytucja.
Lech Kaczyński zasugerował też, że obecny rząd nie dba o poszkodowanych w 1970 roku stoczniowców, tak jak poprzednia ekipa rządząca. Prezydent nie ma wątpliwości, że gdyby u władzy po wyborach utrzymał się jego brat, odszkodowania za "grudzień '70" już byłyby wypłacone.
"Wydarzenia te oznaczają początek walki o wolną Polskę. Tutaj 17 grudnia zginęli ludzie. Przez wiele lat toczyła się walka. Jej ukoronowaniem było powstanie w roku 1980 ruchu <Solidarność>. Ruch ten był związkiem zawodowym, ale też był wszechogarniającym ruchem narodowym. To zaczęło się tutaj" mówił prezydent Lech Kaczyński o świcie w Gdyni.
Apel poległych, modlitwa i odsłonięcie tablicy z nazwiskami 18 zastrzelonych przez komunistów ludzi - tak wyglądały poranne obchody wydarzeń grudniowych. Prezydent, stoczniowcy i inni goście zaczęli uroczystość przy przystanku kolejki Gdynia-Stocznia, gdzie padły pierwsze strzały do robotników.
Według oficjalnych danych, podczas krwawych pacyfikacji w Gdyni, Gdańsku, Szczecinie i Elblągu w grudniu 1970 roku zginęły co najmniej 44 osoby, a ponad 1160 zostało rannych.