Mariusz Kuczewski: Dlaczego policjanci przywieźli pani jedzenie?

Elżbieta Rafalska: Nie wiem, czy przywieźli, bo nie wiem, czy musieli jechać. Ale rzeczywiście - wracałam z komisji trójstronnej z Katowic, jechałam pociągiem pośpiesznym do Gorzowa. Rano wyjeżdżałam o godz. 4 z Warszawy, znaczy o 4 wstawałam. Nie zdążyłam zjeść obiadu. Byłam zmarznięta, zziębnięta i głodna. Zadzwonił do mnie kolega z rządu Marek Surmacz. Powiedziałam, że jestem głodna - po prostu i, że przydałaby mi się kołderka. I, hmm, to tyle. Myślę, że pan Surmacz, no..., chciał mi pomóc w takiej sytuacji, no i tyle. I myślę, że ten cały komentarz i pierwszej strony gazety... No, nie wiem, czy sprawa jest aż warta wniosków, żądania dymisji ministrów. Myślę, że zbliżyliśmy się do granic absurdu. Źle się czuję z tą całą sytuacją. Mogę tylko powiedzieć, że pasażer w wagonie, który słyszał, jak rozmawiałam przez telefon... Byłam zziębnięta, pociąg był nieogrzany. To nie był Intercity... Podzielił się ze mną swoimi kanapkami, miał dwie kanapki. W jakimś takim ludzkim odruchu. I myślę, że pan Surmacz po prostu też tak zareagował. Była, nie wiem, godzina 19, 18. Ja tam byłam służbowo. Byłam w Katowicach. Proszę zwrócić uwagę, nie jechałam samochodem. Gdybym jechała samochodem do Gorzowa, zatrzymałabym się w zajeździe, zjadłabym normalnie. Jechałam zwykłym pociągiem pośpiesznym.

Reklama

Wysyłanie policjanów po hamburgery było nadużyciem ze strony ministra Surmacza.
Ale ja nie znam całej tej... Ja nie wiem, skąd byli ci policjanci. To byli policjanci z dworca. Byłam na peronie, podeszłam tam, chciałam tam coś kupić, patrzyłam, czy jest możliwość, żebym sobie coś kupiła. Dosłownie to było pięć sekund, bo pociąg zatrzymywał się na chwilę. Natomiast chyba to, co zdążyłam u państwa w internecie zobaczyć, to z informacji wynikało, że pociąg zatrzymał się dla mnie. Nie no, ja nie wiem, proszę mi wierzyć, naprawdę nie wiem, nie mam pojęcia, skąd byli ci policjanci. Jeżeli to byli policjanci z dworca, to wszystko to trwało chyba 15 sekund, z posterunku nie schodzili. No można powiedzieć, że rzeczywiście w jakiś sposób zostali wykorzystani do, no... No nie wiem... Do tego, żeby mi pomóc. Myślę, że tu zadecydował najprostszy odruch. A zaangażowanie policjantów - no proszę do tego rozsądnie podejść - było chyba kilkuminutowe. Oni byli na posterunku, byli na peronie, czyli robili to, co normalnie. Oni chodzą po tych peronach. To dosłownie ja miałam z nimi pięć sekund kontaktu.

Ale przecież zwykłym ludziom policjanci nie usługują w ten sposób. Tu chodzi o dwójkę zaangażowanych w to ministrów.
No proszę pana, proszę to naprawdę potraktować w kategoriach, no ja nie wiem, no... Można to ocenić - to też pozostawmy - bardzo nagannego działania. No ale mówię - jedzie minister z posiedzenia komisji trójstronnej górników. Osiem godzin nieogrzewanym pociągiem. Nie jadę limuzyną, no ja nie wykorzystuję instytucji państwa do własnych jakichś wygód. Nie korzystam z delegacji, nie jem za służbowe pieniądze. No, no nie wiem. Po prostu koleżeński odruch. W innej sytuacji byłby postrzegany jak tego mojego współpasażera, który w ludzkim odruchu wyciągnął kanapkę i podzielił się ze mną nawet nie wiedząc, z kim podróżuje. Ja nie prosiłam o tę pomoc. Ja po prostu powiedziałam, że jadę w pociągu niedogrzanym. I później jeszcze pytam konduktora, "czy jest gdzieś wagon, który jest ogrzany". Na to konduktor, patrząc na moją senatorską legitymację, odpowiedział :"no to chyba ja panią powinienem o to zapytać, to od państwa zależy, jakie są te pociągi". To naprawdę wyglądało na zwykły epizod, zaangażowanie policjantów było dosłownie klikuminutowe. Proszę pamiętać, że czasami świadczymy sobie jakieś drobne usługi, jakąś życzliwość. Ona naprawdę była dosłownie kilkuminutowa.

Reklama

Dla pani to jest koleżeńska przysługa, a dla policjantów było to polecenie służbowe wiceministra spraw wewnętrznych i administracji. Nie mogli odmówić, mimo że przynoszenie dla pani hamburgerów nie należało do ich służbowych obowiązków.
No rozumiem. Na pewno nie jest to w zakresie ich obowiązków. No chyba nie sądzi pan, że panu skomentuję, że taki jest zakres obowiązków. Ale myślę, że gdyby miało to dotyczyć jakieś innej sytuacji, że gdyby ktoś, no... Ja panu powiem, jak ktoś na mnie popatrzy, bo ja jestem osobą niezwykle szczupłą, która potrafi naprawdę długo znosić brak jedzenia. Mnie się zwykle sekretarka i kierowca pytają, czy jadłam. Dla mnie to nie było jakiegoś problemu. Ja mogłam następne dwa dni nie jeść.

A chociaż smaczne były te wieśmaki?
(Śmiech) Powiem panu, że tak. Ja w ogóle takiego jedzenia to nie jadam. Ja nie wiem, czy w ostatnich pięciu latach jadłam coś takiego, bo ja nie kupuję takiego szybkiego jedzenia. A przede wszystkim to było ciepłe jedzenie. To było dla mnie najważniejsze. Wie pan, minister Surmacz jak mógł mi coś pomóc, to najlepiej żeby w tym pociągu było cieplej. Bo głód to ja świetnie znoszę, dobrze sobie z głodem radzę, ale jestem zupełnie nieodporna na zimno. Jechałam sześć godzin w płaszczu ubrana.

W pociągu nie było Warsu?

Nie było Warsu. Jeszcze pytałam konduktora, czy jest Wars. Mało tego. Proszę bardzo, proszę zrobić śledztwo i można dotrzeć do konduktora, bo ja jeszcze pytałam konduktora, na jakiej stacji ten pociąg zatrzyma się na tyle, żebym mogła sobie gdzieś wyskoczyć. Poza tym, no... No to była taka prosta reakcja. No rozmawiamy, znamy się. Taki odruch, powiem panu. Naprawdę, gdybyśmy kiedy indziej na niego popatrzyli, ja panu powiem, że jak ta policjantka mnie zapytała, jak się nazywam, to w pierwszym odruchu pomyślałam: O Boże, no co ja zrobiłam?!. Może przejechałam na czerwonym świetle i później mówiłam, że mój odruch na policję jest jak najbardziej obywatelski. Taki natychmiast rachunek sumienia. Co się stało? Co ja zrobiłam? Czerwone światło? Przekroczyłam prędkość? To było dosłownie pięć sekund. Dziękuję bardzo, do widzenia. Dałam te pieniądze, zaskoczona. Podziękowałam koledze i chyba, wie pan, już nigdy nikomu w życiu nie powiem, że jestem głodna.

Reklama

W następną podróż zabierze pani ze sobą kanapki?
Nie, bo nigdy w życiu tego nie robiłam. Mam naprawdę dużą odporność na znoszenie głodu. Jest mi bardzo przykro przede wszystkim, że - mam wrażenie - to jest nagonka na ministra Surmacza i wykorzystuje się jeszcze tę całą sytuację, wiązanie tego z tymi tragicznymi wydarzeniami. Jeszcze w okresie świąt Bożego Narodzenia. To jest poniżej czegoś, co... To można bez komentarza znieść. Naprawdę.

Rozumiem, że nie zamierza pani podawać się do dymisji.

[długa cisza] Tego nie słyszałam...

Czy poda się pani do dymisji?
Na pewno nie z powodu hamburgerów. A poza tym uważa pan, że powinnam się podać do dymisji?

Chodzi mi o pani opinię...
No proszę, niedługo zwierzęta przemówią ludzkim głosem, to dziennikarz też się może po ludzku zachować. Proszę pana. No czy ja złożyłam zamówienie, czy tam był alkohol, czy tam było piwo? No czy to jest powód, żeby rząd... No rzeczywiscie, jeśli pani minister Kalata albo pan premier dojdą do wniosku, że jest to powód, no to proszę bardzo.

Czy rozmawiała już pani z minister pracy Anną Kalatą?
Przepraszam. W jakiej sprawie? Że mówiłam panu ministrowi Surmaczowi, że jestem głodna? No przecież ja mu nie wydawałam żadnych poleceń. No naprawdę, na litość boską...

A czy minister Kalata chciała z panią o tym rozmawiać?
Nie telefonowała do mnie. Ale może się nie może dodzwonić, ponieważ mój telefon się grzeje. Ja jestem już sześć miesięcy w rządzie, różne rzeczy robiłam. I powiem panu, że jest mi zwyczajnie po ludzku przykro. Tak bardzo nas zajmuje tak wiele jakichś innych, naprawdę ciekawych rzeczy.

Dziękuję za rozmowę.

Dziękuję, życzę miłych i spokojnych świąt. Naprawdę proszę ochłonąć i spróbować zrozumieć. Pan wie, że strażacy jadą i ściągają koty z drzew, a w tym czasie może palić się dom. Że czasami w jakimś prostym odruchu...

Rozumiem, dziękuję...
Ja powiem panu, jak ktoś mnie o coś prosi, to taki jest mój pierwszy odruch, bo ja się pomocą społeczną zajmowałam. Pana Marka Surmacza żona jest pracownikiem socjalnym, zajmuje się pomocą społeczną. Byliśmy 12 lat, pan Marek Surmacz jeszcze dłużej... Jak ktoś przychodzi, to pierwsze myśli na takiej zasadzie: a pomóc, prawda? Gdyby coś takiego było. Ja zresztą zaraz podzieliłam się z tym pasażerem, który był obok mnie, ja oddałam mu to jedzenie.

Czyli nie zjadła pani tych hamburgerów?
Zjadłam hamburgery, ale podzieliłam się z tym panem, który najpierw się ze mną podzielił. Ja nie wiem, jakiś pasażer. Był jeszcze jeden człowiek w pociągu. Miałam jechać, wyjechałam o 15.30 z Katowic. O 24. miałam być w Gorzowie. Siedziałam cały czas w płaszczu...