22 tysiące zł - tyle wydała do tej pory z publicznych pieniędzy na wizażystkę pani minister pracy i polityki społecznej. Dowód? Umowy o dzieło, w których czarno na białym widać, jak Anna Kalata zatrudnia stylistkę rekomendowaną przez Samoobronę - rodzimą partię szefowej resortu. Pierwsza umowa została zawarta pod koniec 2006 roku, następna jest za jej pracę w lutym 2007 r.

W jej ramach, jak donosi internetowa wersja "Wprost", w lutym pani od wizażu ma szkolić minister Kalatę w sferze m.in. "łączenia sygnałów werbalnych i niewerbalnych, empatii, charyzmy, intuicji i stylizacji". Ładnie, trzeba przyznać, ubrane w słowa. Jednak w rzeczywistości - jak mówią pracownicy resortu - praca stylistki sprowadza się do robienia Annie Kalacie makijażu, malowania paznokci i doboru ubrań, głównie apaszek, które szefowa resortu ponoć ubóstwia. "To znakomita wizażystka, która szkoliła panią minister, jak się ubierać i malować, żeby dobrze wyglądać" - tłumaczy we "Wprost" decyzję minister Kalaty szef jej gabinetu politycznego Stanisław Kowalczyk.

Co na to upiększanie za państwowe pieniądze mówi sama Kalata? Nie widzi w tym nic zdrożnego. "Muszę wiedzieć, jak ubrać się do kamery i tak dalej..." - tłumaczy w rozmowie z "Wprost".

No właśnie, jest jeszcze "i tak dalej". Jak się okazuje, pani minister planuje również zatrudnić specjalistów, którzy będą pisać jej przemówienia i uczyć - uwaga - jak ma reagować na bieżące wydarzenia społeczno-polityczne. W ministerstwie czeka już do podpisu umowa z firmą D'art, która należy do byłego wicedyrektora TVP 1 i sekretarza KRRiTV za kadencji Danuty Waniek, Rafała Rastawieckiego. Na te usługi ministerstwo wyda kolejne 13 tys. zł - ustaliła gazeta.

Oprócz tego resort zatrudnia dziesięcioosobową ekipę speców w biurze promocji i mediów. Jednym z nich jest była prezenterka telewizyjna Grażyna Kowalska z pensją w wys. 14 tys. zł. Innym - redaktor naczelny "Głosu Samoobrony" Marcin Domagała, który pracuje za 10 tys. zł miesięcznie.