Stwierdził, że w PiS o wszystkim decyduje zakon, czyli dawni członkowie PC. Zdenerwowany tymi słowami Ludwik Dorn oświadczył wczoraj, że Marcinkiewicz takimi ocenami oddala się od partii.

Reklama

"Polityka jest chorobą śmiertelną, próbuję z nią walczyć" - mówił wczoraj Marcinkiewicz, pytany, czy zamierza wracać do polityki. Przyczyną zamieszania wokół jego osoby jest wywiad, którego udzielił kilka dni temu "Rzeczpospolitej". Pytany, czy zgadza się z Markiem Jurkiem, że PiS przekształca się w dawną partię Kaczyńskich, odparł: "Wiem, że politycy starego Porozumienia Centrum spotykają się nieustająco i wspólnie ustalają taktykę postępowania wewnątrz partii. Nie dodaje to siły PiS. Fakt, że część polityków wywodzących się z PC zachowuje się jak pewnego rodzaju zakon, nie służy partii".

Takie opinie powtarzał później, też w wypowiedziach dla mediów elektronicznych, m.in. TVN24 (TVN24.pl).
I właśnie słowa o "zakonie" wywołały burzę. Pierwszy palcem pogroził premier Jarosław Kaczyński, przestrzegając, by Marcinkiewicz poniechał krytyki, która zniszczyła AWS. Zaprzeczył też, by w PiS był "zakon".

Marszałek Sejmu Ludwik Dorn poszedł dalej, mówiąc o dystansowaniu się Marcinkiewicza od partii: "Sądzę, że nastąpiło już jakieś bardzo daleko idące oddalenie, odejście od Prawa i Sprawiedliwości" - mówił o byłym premierze Dorn. Dodał także, że poza udzielaniem wywiadów nie ma on czego szukać "w aktywnej działalności politycznej".

Reklama

Marcinkiewicz szybko zrozumiał tę reprymendę i we wczorajszych wypowiedziach dla mediów łagodził i bagatelizował swoje słowa. "Nie powiedziałem nic złego, wszyscy wiedzą od dawna, że ludzie wywodzący się z PC trzymają się razem" - tłumaczył Marcinkiewicz. "<Zakon> to było sformułowanie publicystyczne".

I brnął dalej: "Ani ja nie kłamię, ani premier nie kłamie. Premier mówiąc, że nie ma zakonu, mówi prawdę. Ja mówiąc, że ludzie z PC trzymają się razem, też mówię prawdę" - wyjaśniał pokrętnie. Marcinkiewicz przyznał jednak, że jesienią planuje wydać książkę. Niewykluczone, że jej publikacja może być bombą, której pole rażenia już dzisiaj PiS chce zneutralizować.

"Marcinkiewicz chce odsłonić kulisy swojego premierostwa, zanosi się na ujawnienie pikantnych szczegółów. Książka będzie bardzo krytyczna wobec Jarosława Kaczyńskiego i niełatwej z nim współpracy" - mówi DZIENNIKOWI jeden z polityków prawicy.

Reklama

Politycy, którzy od lat znają Marcinkiewicza, nie mają wątpliwości, że mimo zapewnień nie wyleczył się on z polityki, i z pewnością do niej wróci. "Kazio Marcinkiewicz to polityczne zwierzę, gdyby się jej faktycznie wyrzekł, wówczas ze swej londyńskiej samotni nie wypowiadałby się o PiS, tylko pisał teksty do ekonomicznych czasopism" - uważa eurodeputowany Ryszard Czarnecki, były kolega partyjny Marcinkiewicza z ZChN.

W podobnym tonie wypowiada się sekretarz generalny PiS Joachim Brudziński. "Marcinkiewicz jest znakomitym PR-owcem, jednym z niewielu polityków o nieprzeciętnych zdolnościach w budowaniu swojego wizerunku. Dlatego myślę, że nie powiedział jeszcze ostatniego słowa" - uważa Brudziński.

Chrapkę na pozyskanie w swe szeregi najlepszego polityka od PR i wizerunku ma Marek Jurek z Prawicy Rzeczypospolitej. Jurek odszedł z PiS z powodów, o których mówił w wywiadzie Marcinkiewicz. Poza tym panowie doskonale się znają, razem tworzyli w latach 90. ZChN.

Dla Jurka, którego partia ma znikome notowania, transfer Marcinkiewicza to łakomy kąsek. "Kazimierz powiedział prawdę o działaniu PiS, dziwię się tej nerwowej reakcji Ludwika Dorna, temu obrażaniu się na rzeczywistość" - komentuje zajście Marek Jurek. O powrocie Marcinkiewicza do polityki raczej nie chce się wypowiadać: "Musi przede wszystkim zdecydować, czy chce wrócić" - dodaje. Jak dowiaduje się DZIENNIK, kontakty Jurka i Marcinkiewicza można nazwać ożywionymi.

"Wypowiedź pana premiera Kazimierza Marcinkiewicza niestety nie otwiera mu drzwi w PiS, ale je zamyka" - uważa posłanka Jolanta Szczypińska, wiceszefowa klubu PiS. "Myślę, że wiedział, co mówi, wywiadu udzielił z rozmysłem. Być może ma plany polityczne, być może będzie chciał się realizować politycznie w innej partii. Ta wypowiedź dyskredytuje jego powrót do pełnienia funkcji i działalności w PiS, to jest moje zdanie, ale myślę, że kolegów też" - zastrzega Szczypińska i dodaje: "Może jest to wynik jego frustracji, że nie może realizować się w polityce, ale to on wybrał biznes".

Były premier odtrąbił swoje odejście z polityki, gdy wiosną tego roku wyjechał do Londynu podjąć pracę w EBOiR. O rezygnacji z aspiracji tego rodzaju napisał wówczas też w swoim blogu. Wytrzymał zaledwie trzy miesiące.