Według naszych informacji chodzi o dokument, który wystawił Andrzej Lepper jako wicemarszałek sejmu poprzedniej kadencji. "To pismo na papierze sejmowym, które upoważnia do występowania w imieniu wicemarszałka Sejmu ukraińskiego duchownego o nazwisku Kinajło" - mówi DZIENNIKOWI jedna z osób, która widziała dokument. Na piśmie są sejmowe pieczątki i podpis dzisiejszego wicepremiera. Dlaczego miałoby to obciążać Leppera? Kinajło może być, według polskich służb, związany z rosyjskim GRU, czyli wywiadem wojskowym.

Reklama

Problem w tym, że nie wiadomo, czy dokument nie jest fałszywką obliczoną na skompromitowanie Leppera. Dotąd nie zostało to zbadane. Według naszych wiadomości dostarczył go do biura ministra koordynatora służb specjalnych Zbigniewa Wassermanna Krzysztof Kluzek, były członek władz Orlenu i PZU.

Kluzek potwierdził nam fakt złożenia dokumentów.
- To zawiadomienie o przestępstwie popełnionym przez Leppera? - spytaliśmy.
- Tak, złożyłem kilka pism, wszystkie dotyczyły informacji o przestępstwach - odparł. Nie chce jednak ujawnić ich treści.

Dokumenty trafiły do Zbigniewa Wassermanna na początku maja. Ze źródeł w rządzie wiemy, że minister przekazał sprawę do ABW. Z naszych informacji wynika, że jest w kłopocie. Z jednej strony nie mógł zbagatelizować doniesienia, z drugiej obawia się wciągnięcia go w intrygę przeciwko wicepremierowi i kompromitacji.

Reklama

O swoich zastrzeżeniach mówią przedstawiciele ABW. "Badamy sprawę. Jednak odnosimy się do niej z rezerwą. Naszym zdaniem osoba głównego informatora, czyli pana Kluzka, jest mało wiarygodna" - przyznaje jeden z wysokich rangą oficerów Agencji Bezpieczeństwa.

Służby obawiają się prowokacji. Tym bardziej że tuż po złożeniu dokumentów mających rzekomo obciążać lidera Samoobrony w gabinecie ministra koordynatora rozdzwoniły się telefony. Dziennikarze chcieli się dowiedzieć, jakie materiały przyniósł do kancelarii premiera Krzysztof Kluzek.

Wczoraj Andrzej Lepper był dla nas nieuchwytny. Jeszcze w grudniu 2006 r. twierdził, że jest przygotowywana przeciwko niemu prowokacja. Ogłosił w TVN 24, że "Gazeta Wyborcza" wkrótce opublikuje tekst, w którym "zrobi z niego szpiega". Dowodem na to miał być fakt, że Kinajło odbierał go z lotniska w Kijowie, gdy odbierał doktorat honoris causa Ukraińskiej Akademii Technologicznej. Wtedy Lepper nie wyjaśnił jednak, co go łączy z Kinajłą.

Dziś sprawa jest poważniejsza, bo Kluzek nadał jej oficjalny bieg i twierdzi, że jest pełnomocnictwo dla Kinajły podpisane przez Leppera. Służby do tej pory nie wiedzą, czy i w jakich celach Kinajło się nim posługiwał. Przyznają, że duchowny może mieć związki z obcym wywiadem.

Reklama

Dlaczego służby podchodzą do sprawy wyjątkowo sceptycznie? Kluzek to ekscentryczny były członek władz dwóch wielkich spółek - PKN Orlen i PZU. Był świadkiem obu sejmowych komisji śledczych, które zajmowały się tropieniem afer wokół obu koncernów. Zasypywał śledczych sensacyjnymi doniesieniami, tropił korupcyjne powiązania polityków i biznesmenów, atakował Wojskowe Służby Informacyjne i wytykał im powiązania z mafią paliwową. Skąd Kluzek, nazywany żartobliwie Inspektorem Clusoe, miał te sensacje? "Znajduję je na swojej wycieraczce" - powtarzał od lat.

Dwa lata temu "Newsweek" przytoczył anegdotę na temat stylu jego pracy w Orlenie. Kluzek miał zwyczaj wzywać na rozmowę pracownika i po jego wejściu kłaść na biurku czarną teczkę. "Mam tu coś na pana. Teraz proszę mówić całą prawdę" - mówił.

Dziennikarze i politycy umieszczali Kluzka w tzw. grupie hakowej, której nieformalnym szefem miałby być były minister zdrowia w rządzie SLD Mariusz Łapiński. Związani z nim sfrustrowani politycy SLD mieli się mścić za to, że musieli oddać władzę. Niemal wszyscy mniej lub bardziej otwarcie sugerują, że ścieżki Kluzka wiodą do służb specjalnych. On sam twardo zaprzecza: "Nie jestem związany z żadną partią, nie jestem i nie byłem współpracownikiem ani pracownikiem żadnych służb".