"Igor Janke ma rację - polityka, także dzisiaj, to teatr. Ale rzadko sobie zdajemy sprawę, że to wystarcza wielu wyborcom. Bo tak, jak w teatrze, czy podczas oglądania filmów, płaczemy, wzruszamy się, drżymy ze strachu lub podniecenia" - pisze na swym blogu Marek Migalski. Jednak według eurodeputowanego to przedstawienie na niby, a widzom to nie przeszkadza i nie mają do aktorów pretensji.
Widać to było podczas tragedii w Łodzi. "Platforma, jak zawsze, zagrała tę samą melodię kiczowatego pojednania i wyciągania ręki do zgody. Politycy tej partii podzielili się rolami - część rozmywała tragedię łódzką i waliła w PiS (jak zwykle oskarowy wystep dał Stefan Niesiołowski), część zaś prześcigała się w wyciąganiu gałązek oliwnych i prawieniu ogólnohumanistycznych banałów." - zauważa eurodeputowany PO. Według niego to "Metoda czarnej mamby - owinięcie się wokół ofiary i zaduszenie na śmierć". A PiS nie ma sposobu, by zwalczyć tę metodę.
Jednak Prawo i Sprawiedliwość urządza teatr na swój sposób. "Oni mobilizują swój elektorat przyciskając go do ściany i nie dając odetchnąć. Były więc okrzyki, by ich nie zabijano, bo mają swoje rodziny. Były próby nazwania tragedii łódzkiej zbrodnią przeciwko ludzkości. Były ostre słowa prezesa i żądania osobistej ochrony. Zwykły repertuar, ale - jak widać - wciąż podobający się wiernym widzom" - twierdzi Migalski.
Tu także wierni sympatycy partii godzili się z urządzanymi scenami. "Nikt nie udawał, że to nie jest na niby, że to nie jest grane. Aktorzy zagrali swoje role, a publiczność z wdzięcznością oklaskiwała spektakl" - dodaje Migalski. Eurodeputowany twierdzi jednak, że ten teatr nie ma nic wspólnego z rzeczywistością. "Spektakl jest sztuczny, ale emocje są prawdziwe. I to zdecydowanej większości widzów i krytyków wystarcza. A najbardziej ukontentowani są aktorzy - mają z czego żyć i czują się ważni, a nawet niezbędni. L'art pour l'art" - pisze na koniec eurodeputowany.