Według Rulewskiego, pierwszy zasadniczy błąd tej decyzji polega na tym, że Jaruzelski nie ma żadnych zalet, kompetencji w kwestii przygotowania wizyty prezydenta Rosji. Jego wiedza, znajomości, sięgają Związku Radzieckiego, a nie nowej Rosji. I wbrew temu, co twierdzi prezydencki minister Sławomir Nowak, Jaruzelski nie jest ekspertem w stosunkach polsko-rosyjskich, ale od spraw polsko-radzieckich, bo rozmawiał z całą wierchuszką, i nie tylko, ZSRR. "Warto zresztą wspomnieć, że ekipa prezydenta Miedwiediewa to czterdziestolatkowie, a doświadczenie Jaruzelskiego sięga 50 lat wstecz" - akcentuje rozmówca gazety.
W opinii senatora, nikt prezydentowi nie każe zapraszać wszystkich. "Przeciw Jaruzelskiemu działa nie tylko argument o tym, że ma on ograniczone kompetencje w omawianych sprawach. Jest też bardzo istotna kwestia prawna. Powiedzmy otwarcie: generał Jaruzelski jest obecnie podsądnym, jest oskarżony przez wymiar sprawiedliwości III RP o wykroczenia przeciw gospodarności, niepodległości i suwerenności Polski, bo do tego sprowadzają się faktycznie stawiane mu zarzuty". Władza, a zwłaszcza prezydent Polski, nie powinna się fraternizować z takimi osobami - uważa polityk PO.
Zdaniem Rulewskiego, jest też kwestia tego, jak patrzy na to demokracja rosyjska, "Memoriał", który formułuje zarzuty wobec całego komunizmu, nie tylko rosyjskiego. "Nasi przeciwnicy w NATO zaś mogą odebrać obecność Jaruzelskiego na takiej naradzie jako oddanie ważnych spraw, najważniejszych tajemnic w ręce byłych funkcjonariuszy państwa komunistycznego. To wydarzenie, delikatnie mówiąc, nie posłuży nam jako argument w negocjacjach z NATO. Czy generał Jaruzelski ma w ogóle certyfikat dostępu do informacji poufnych? Nie sądzę" - stwierdza były opozycjonista, dodając, że Jaruzelski był przeciwnikiem NATO, nawet w wolnej Polsce. Pełny tekst rozmowy z Janem Rulewskim zamieszcza dziś "Polska The Times".