Premier razem z ministrami swojego gabinetu spotkał się w sobotę z rodzinami ofiar katastrofy smoleńskiej. Małgorzata Wassermann, córka Zbigniewa Wassermanna i Ewa Kochanowska, wdowa po Januszu Kochanowskim - w ramach protestu opuściły spotkanie. Część rodzin uważa, że szef rządu obraził Ewę Kochanowską, mówiąc, że jej pytanie było bezczelne.

Reklama

"W czasie wysłuchania publicznego w Brukseli, gdzie jedną z osób referujących była moja córka, po jej wystąpieniu europoseł, były prezydent Litwy Vytautas Landsbergis powiedział do niej +pani życie jest zagrożone, proszę uważać, jadąc samochodem+. Zapytałam premiera, czy taka sytuacja jest możliwa. Wtedy usłyszałam, że moje pytanie jest bezczelne" - relacjonowała Kochanowska.

"Premier zareagował bardzo burzliwie na wypowiedź pani Komorowskiej i nie dziwię się. Ewa Kochanowska de facto zapytała go, czy ona może czuć się bezpieczna, jak głośno mówi o katastrofie smoleńskiej, bo obawia się zamachu na swoje życie. Tak można jej wypowiedź skrócić, to znaczy pytała +panie premierze, czy pan wydał rozkaz zamordowania mnie i tych, którzy śmią zadawać głośne pytania o Smoleńsk. To jest bezczelność, trudno to inaczej nazwać" - powiedział Graś w niedzielę w programie "Siódmy Dzień Tygodnia" w Radiu ZET.

Pytany, czy premier powiedział do Ewy Kochanowskiej - tak jak relacjonowała część rodzin - "pani jest bezczelna", Graś powiedział: "Nie, niedokładnie. Na pewno nie powiedział, +pani jest bezczelna+, nie pamiętam dokładnie, jak to zostało sformułowane, ale rzeczywiście to słowo tam się pojawiło, ale nie było skierowane bezpośrednio do pani Kochanowskiej, tylko dotyczyło tego typu grupy zarzutów i postulatów".