Tomasz Karolak w rozmowie z "Gazetą Polską" mówił w podobnym tonie, co wcześniej redaktor naczelny "Playboya" Marcin Meller czy muzycy: Kazik Staszewski i Paweł Kukiz. Przyznał, że zazdrości im śmiałości i tupetu, że "potrafili powiedzieć to tak dosadnie i na forum publicznym".

Reklama

Aktor przyznał, że swe poglądy określiłby jako centrowe. "Kiedy myślę o historii i tradycji, zwracam się w stronę polskiej prawicy, a kiedy o liberalnych poglądach na gospodarkę czy sprawy społeczne, to bardziej w lewo" - tłumaczył. Pytany o swój udział w kampanii prezydenckiej, w której wsparł Bronisława Komorowskiego, odpowiedział, że nie żałuje tego kroku. Ale przyznał też, że wiele poczynań władz nie odpowiada mu.

"Na pewno nie podoba mi się upolitycznienie wielu stanowisk w instytucjach kultury. Choćby w świetnym warszawskim teatrze Studio, w którym kiedyś przygotowywano w sezonie jedenaście premier. Nie znam nowego dyrektora, ale o czymś to świadczy, że po zmianie dyrekcji premiery były dwie. A przecież kultura powinna być dla nas jedną z najważniejszych dziedzin" - przekonywał. Źle wspominał czas, gdy grał w łódzkim Teatrze Nowym. "Za czasów prezydenta Łodzi popieranego przez PiS dyrektorem został człowiek kompletnie niezwiązany z kulturą. Władza lubi robić sobie z teatru ambonę politycznych wyznań" - podsumował.

Pytany, czy wierzy w deklaracje polityków PO, że zamiast robić politykę, budują mosty, odpowiedział, że "oczywiście nie". "Już zmęczyło mnie takie okładanie się pomiędzy Platformą i PiS. Okładanie maczugami i nic poza tym. To dla Polski chyba za mało" - stwierdził. Dodał, że rozczarowanie rządami PO odczuwa się w całym środowisku artystycznym. "(Platforma) Jest uwikłana w sprawy związane z katastrofą smoleńską, w przepychanki polityczne i nie wiem, czy do wyborów zdoła się z tego wszystkiego wywikłać. A najwięcej zyskuje na tym SLD" - stwierdził Karolak.

Mówiąc o katastrofie smoleńskiej, narzekał, że brakowało mu skupienia i ciszy nad tą tragedią. Częścią winy za to obciążył media. "Nie pasowało mi, że w TVN24 reporterzy podchodzili nawet do kilkuletnich dzieci i pytali o Smoleńsk. Choć emocje były tak silne, że aż nie do opanowania" - stwierdził.

Tomasz Karolak przyznał także, że nie sądzi, by ludzie kultury mieli jakiekolwiek zastrzeżenia do prezydenta Lecha Kaczyńskiego. "Chociaż przyznam, że trudno mi to dokładnie oceniać. Jeśli chodzi o śp. Lecha Kaczyńskiego, przyznam się – choć to może przykre – że zacząłem się nim interesować i czytać na jego temat dopiero po tragicznej śmierci - mówił. - Dzisiaj analizę jego postępowania i działalności traktuję już w kategoriach historii, chociaż takiej, która wciąż oddziałuje".