W środę przedstawiciele Izby Gospodarczej Towarzystw Emerytalnych (IGTE) przekazały do kancelarii premiera list z podpisami 83 tysięcy osób przeciw planowanym przez rząd zmianom w systemie emerytalnym.

Reklama

Rząd zaproponował, by zamiast 7,3-proc. składki emerytalnej do Otwartych Funduszy Emerytalnych trafiało 2,3 proc. Chce tym ograniczyć przyrost długu publicznego i deficytu. Projekt ustawy w tej sprawie jest w konsultacjach międzyresortowych.

IGTE i Business Centre Club, inaugurując w połowie stycznia akcję obronemeryture.pl, podkreślali, że jej celem jest uświadomienie Polakom skutków planowanej przez rząd reformy. IGTE szacuje, że jeżeli propozycje rządu wejdą w życie, to osoba, która w tym roku rozpocznie pracę i będzie pracować przez 40 lat zarabiając średnią pensję krajową, dostanie emeryturę o 6-12 proc. niższą niż w sytuacji, gdyby został utrzymany obecny system.

"Ponad 14 milionów osób należy do OFE. Dlatego (porównując jedną grupę z drugą) jest to znikoma ilość osób, które chciały zaprotestować" - powiedziała w czwartek szefowa resortu pracy.

Dodała, że każdy protest dotyczący powszechnego systemu emerytalnego jest ważny, ale wobec "wyjątkowo nierzetelnej kampanii towarzystw emerytalnych, nie powinien on budzić zdziwienia". Jej zdaniem, towarzystwa emerytalne za publiczne pieniądze, czyli oddane im do zarządzania, urządziły kampanię, która powtarzała nieprawdziwe informacje.

Fedak oceniła też kończące się w czwartek konsultacje społeczne dotyczące projektu zmian w systemie.



"Należy się cieszyć, że wszystkie strony zainteresowane tymi konsultacjami, a więc związki zawodowe, pracodawcy, a także inne resorty i instytucje, które zajmują się bądź systemem finansowym, bądź systemem emerytalnym - co do diagnozy zjawiska - są zgodne. Ten system (emerytalny - PAP) nie funkcjonuje dobrze i trzeba go poprawić, a także dokończyć" - powiedziała.