Po odejściu z funkcji publicznych, Kamiński, Bejda i Fotyga znaleźli posady na garnuszku PiS. A teraz mają wystartować w wyborach. Jak ustaliliśmy, Kamiński i Fotyga od końca sierpnia 2010 r. co miesiąc zarabiają 8,5 tys. na rękę, a były wiceszef CBA – 6 tys.
Fotyga jest oficjalnym pełnomocnikiem PiS do spraw polityki zagranicznej. - Pani Anna Fotyga jest etatowym pracownikiem PiS i odpowiada za wszystkie kwestie związane z polityką zagraniczną. Ma umowę na czas określony - przyznaje skarbnik partii Stanisław Kostrzewski.
Co ciekawe, Fotyga otrzymała przelew z pierwszą pensją od PiS zaledwie kilka dni po dymisji z Międzynarodowej Organizacji Pracy w Tbilisi. Do sierpnia 2010 r. była szefową misji MOP. Odeszła w proteście przeciw słowom prezydenta Bronisława Komorowskiego dotyczącym Gruzji, który w wywiadzie dla “Rzeczpospolitej” stwierdził, że Gruzini nie mogą liczyć na niego aż tak jak na byłego prezydenta Lecha Kaczyńskiego.
A za co pobierają comiesięczne wynagrodzenie Kamiński i Bejda? Oficjalnie - za organizację mazowieckich struktur partii. - Odpowiadają m.in. za organizację partyjnych imprez, takich jak regionalne konwencje - tłumaczy Kostrzewski.
Tyle że pensje pobierają już od końca sierpnia 2010 r. a dopiero w lutym tego roku Mariusz Kamiński został formalnie mianowany nowym pełnomocnikiem warszawskiego zarządu PiS. Pod koniec stycznia wszedł za to do Komitetu Politycznego PiS. Do formalnej współpracy z Bejdą PiS dotąd się raczej nie przyznawał. W oficjalnych komunikatach partyjnych trudno doszukać się informacji o tym, że Bejda jest pracownikiem partii. Na początku marca wystąpił za to w charakterze gościa i eksperta od korupcji podczas forum młodych PiS. Na swoich stronach internetowych młodzieżówka PiS informuje, że uczestnicy spotkania zasypywali gościa pytaniami dotyczącymi najbardziej medialnych afer wykrytych przez CBA. „Niestety pytania musiały ograniczać się do ogólnych stwierdzeń, gdyż wiele ze spraw Biura nadal się toczy. Wnioskiem ze spotkania może być ranking poziomu korupcji Transparency Internationalsytuujący Polskę na 49 miejscu na świecie...” - czytamy w komunikacie.
Jego nazwisko pojawiło się także na początku kwietnia, kiedy okazało się, że były wiceszef CBA to jeden z organizatorów uroczystości pierwszej rocznicy katastrofy smoleńskiej w Warszawie. Wówczas kilka osób prywatnie zarejestrowało zgromadzenia przedPałacem Prezydenckim. Kiedy dziennikarze pytali Jarosława Kaczyńskiego, co wśród organizatorów robi m.in. Bejda, prezes PiS stwierdził tylko: - Zapewne chodzi o to, iż po prostu jako byli urzędnicy państwowi są bardzo sprawni w tego rodzaju czynnościach, jak składanie dokumentów. I to jest jedyna przyczyna - podkreślał.
Były wiceszef CBA po odejściu ze stanowiska, od października 2009 r. do lutego 2010 r. pozostawał w dyspozycji jako „nieczynny” funkcjonariusz CBA. I pobierał z tego tytułu wynagrodzenie, jak poinformował nas rzecznik Biura Jacek Dobrzyński.
Zdaniem niektórych polityków PiS to właśnie jego specjalistyczna wiedza z czasów pracy w CBA jest z punktu widzenia partii Kaczyńskiego najcenniejsza. Nasi rozmówcy nieoficjalnie mówią o innych zadaniach byłych szefów CBA niż organizowanie mazowieckich struktur partii. Jakich? Mają oni koordynować sprawy związane z bezpieczeństwem funkcjonowania prezesa PiS. Po zabójstwie pracownika łódzkiego biura PiS Marka Rosiaka w październiku 2010 r. Kamiński i Bejda mieli m.in. doradzać prezesowi wzmocnienie ochrony. Wówczas Kaczyński zatrudnił prywatną firmę ochroniarską.
W PiS krążą też opowieści o tajnej komórce, jaką mieli stworzyć Kamiński i jego byli zastępcy. Mają spotykać się w domu, który mieści się niedaleko domu Jarosława Kaczyńskiego na warszawskim Żoliborzu. To właśnie tam miał być też widywany Tomasz Kaczmarek, czyli słynny agent Tomek. Na początku kwietnia portal tvp.info donosił, że „byłego funkcjonariusza CBA widziano w siedzibie liczącej kilka osób ochrony szefa PiS, która mieści się tuż obok domu Jarosława Kaczyńskiego na warszawskim Żoliborzu.”
Istnienie takiej specjalistycznej komórki ds. bezpieczeństwa w PiS potwierdza sam Kamiński w dzisiejszym wydaniu “Newsweeka”. Czytaj więcej >>>
Zgodnie z ustawą o partiach politycznych, partie mogą zatrudniać pracowników do prowadzenia swoich spraw. - Mogą to byc zarówno członkowie partii, jak i osoby spoza nich - podkreśla Krzysztof Lorentz z Państwowej Komisji Wyborczej. Przepisy nie regulują wysokości pensji, jakie mogą płacić partie.
Zdaniem Grażyny Kopińskiej zFundacji Batorego to naturalne, że partie utrzymują ze swoich pieniędzy osoby, na których im zależy. - To jest lepsze rozwiązanie, kiedy takie osoby zatrudnia partia, a nie upycha je po urzędach, instytucjach publicznych czy spółkach z udziałem Skarbu Państwa - ocenia Kopińska w rozmowie z “DGP”.