Dorn wystąpił jako świadek w procesie o ochronę dóbr osobistych, jaki b. minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro wytoczył dziennikarce "Polityki" i wydawcy tego tygodnika za tekst "Jak PiS zbierał haki".

Reklama

"Nie były prowadzone żadne śledztwa ze względu na zamiar skompromitowania przeciwników politycznych. Nic mi nie wiadomo, aby organom ścigania były zlecane jakiekolwiek wytyczne do specjalnego poszukiwania takich materiałów. W ramach zasady równego traktowania wszystkich wobec prawa były natomiast dochodzenia zwalczające przestępczość" - powiedział b. minister spraw wewnętrznych i administracji.

Dorn dodał, że uczestniczył co najmniej raz w spotkaniu z ówczesnym premierem Jarosławem Kaczyńskim, który dawał wskazówki, jak postępować w przypadkach, gdy w śledztwach pojawią się nazwiska polityków opozycji.

"Jarosław Kaczyński mówił wtedy: +słuchajcie można wyjść z zarzutami tylko wtedy, gdy dowody będą więcej niż 100-procentowe, tego wymaga sprawiedliwość, przyzwoitość oraz rozum polityczny. Jeśli w takiej sprawie popełnimy najmniejszy błąd, to nas zarąbią+" - tak Dorn relacjonował przed sądem wypowiedzi b. premiera.

Na rozprawie w sądzie nie stawili się, wezwani na świadków poseł PO Mirosław Drzewiecki (nie odebrał zawiadomienia sądowego), a także b. szef CBA Mariusz Kamiński i b. wicepremier i minister edukacji narodowej Roman Giertych, którzy usprawiedliwili swoją nieobecność.

W artykule "Jak PiS zbierał haki", który ukazał się 28 lutego 2010 r. w wydaniu internetowym "Polityki", Bianka Mikołajewska opisała zeznania Janusza Kaczmarka złożone przez niego po wybuchu tzw. afery gruntowej przed sejmową komisją ds. służb specjalnych, a później odczytane wszystkim posłom podczas utajnionego posiedzenia Sejmu.

Jak napisała "Polityka", według Kaczmarka wszystkie sprawy z prokuratury, w których pojawiały się nazwiska znanych polityków, trafiały na biurko Ziobry. Tak miało być np. z historią mężczyzny, który zgłosił się do prokuratury i twierdził, że został wykorzystany seksualnie przez polityków SLD Wojciecha Olejniczaka i Krzysztofa Janika. Kaczmarek zeznał, że Ziobro miał wówczas zwrócić się do dwóch zaprzyjaźnionych dziennikarzy o opisanie tej sprawy, tak aby prokuratura na podstawie doniesień prasowych mogła wszcząć śledztwo.

Reklama



Według artykułu, Kaczmarek twierdził też, że politycy PiS interesowali się rzekomym zażywaniem narkotyków przez jednego z najbliższych współpracowników Donalda Tuska, późniejszego ministra sportu Mirosława Drzewieckiego.

Ziobro domaga się przeprosin od dziennikarki "Polityki" i wydawcy tygodnika na stronach internetowych tego czasopisma oraz "Gazety Wyborczej". Oprócz b. ministra sprawiedliwości powodem w tym procesie jest także partia Prawo i Sprawiedliwość.

"Tym artykułem zostało naruszone moje dobre imię i naraziło mnie to też na utratę zaufania jako osoby publicznej. Zaprzeczam wszelkim informacjom o zasięganiu w sposób nieuprawniony wiedzy o współpracownikach Donalda Tuska i innych politykach" - mówił Ziobro podczas pierwszej rozprawy w sądzie w połowie kwietnia.

Na kolejnej rozprawie wyznaczonej na 8 sierpnia na świadków wezwano Mirosława Drzewieckiego oraz b. szefa CBA Mariusza Kamińskiego.