Andrzej Seremet - po wstępnym postępowaniu służbowym w Prokuraturze Generalnej - doszedł do wniosku, że były nieprawidłowości w działaniach prokuratury, która zdecydowała w czerwcu o udzieleniu pomocy prawnej Białorusi, w wyniku czego aresztowany został tamtejszy opozycjonista Aleś Bialacki. Polska prokuratura przekazała Białorusi dane o przepływach na koncie Bialackiego, gdzie zbierane były pieniądze na działalność opozycyjną.
"Jest mi zwyczajnie przykro jako człowiekowi; (...) to zlekceważenie moich dyspozycji i poleceń" - mówił we wtorek Seremet podkreślając, że nie dopatruje się w tej sprawie złej woli, a jedynie karygodnych niedopatrzeń.
Poinformował, że prok. Krzysztof Karsznicki sam zrezygnował ze stanowiska, zaś on zdymisjonował także zastępczynię Karsznickiego - prok. Annę Wiśniewską. Referentem sprawy w departamencie była prok. Anna Adamiak, którą czeka postępowanie służbowe i możliwa odpowiedzialność dyscyplinarna; została ona też przeniesiona poza pion współpracy międzynarodowej. Seremet powiedział, że do najbliższego poniedziałku departamentem pokieruje wiceprokurator generalna Marzena Kowalska.
W zeszłym tygodniu ujawniono, że w styczniu tego roku - już po stłumieniu przez reżim Alaksandra Łukaszenki protestów po wyborach prezydenckich - o białoruskich wnioskach z Seremetem rozmawiał szef MSZ Radosław Sikorski, który miał ostrzegać, że wnioski te mogą służyć do zwalczania opozycji demokratycznej.
Według Prokuratury Generalnej, po tym spotkaniu Seremet rozmawiał z prokuratorami z departamentu współpracy międzynarodowej PG i uczulał ich na tę sprawę. Jak mówił w piątek na briefingu prasowym, wtedy nie padły jeszcze informacje na temat "konkretnego mechanizmu, którym posłuży się strona białoruska, żeby zwalczać opozycję".
Po ujawnieniu sprawy Bialackiego przedstawiciele polskich władz krytykowali decyzję prokuratury. Sikorski uznał ją za "karygodny błąd" i przepraszał Białorusinów.