Na pytanie Konrada Piaseckiego o to, czy nie brak jest w polityce zagranicznej rządu "szerszej bazy politycznej", Roman Kuźniar odpowiedział twierdząco. "Nie pan jeden ma wrażenie, że to powinna być aktywność szerzej sięgająca czy obrócona także w kierunku naszego społeczeństwa, naszej opinii publicznej, również elementów naszej sceny politycznej. Łącznie z zaangażowaniem prezydenta, który niezależnie od działań rządu sam się angażuje" - mówił.

Reklama

Przyznał także, że w sprawie wystąpienia Radosława Sikorskiego w Berlinie zabrakło konsultacji. Nie potrafił wyjaśnić, skąd bierze się rządowa "ostrożność" w konsultowaniu się z prezydentem względem wysuwanych przez przedstawicieli gabinetu Donalda Tuska propozycji europejskich.

Trwa ładowanie wpisu

Zdaniem Kuźniara, nie chodzi tu jednak o celowy afront, a raczej pewną niezręczność. "Prezydent ma swoją odpowiedzialność w sferze polityki zagranicznej, zwłaszcza, jeśli chodzi o sprawy suwerenności. Jeżeli tam były propozycje związane z przekazywaniem kompetencji, to od suwerenności jest prezydent" - wyjaśniał doradca Bronisława Komorowskiego. Dodawał, że do tej pory stosunki między prezydentem a szefem MSZ były oprawne", więc on nie zaryzykowałby tezy, że feralna sytuacja odzwierciedla trwałość zaszłości z czasów prezydenckich prawyborów w PO. Przeciwnikiem Bronisława Komorowskiego był wówczas właśnie Radosław Sikorski.

Reklama

>>> Co Sikorski powiedział w Berlinie? Czytaj więcej >>>