Pierwsze przesłanie, o którym mówił Radosław Sikorski, dotyczy Telewizji Trwam i postulatu manifestantów, którzy domagali się dla niej miejsca w multipleksie cyfrowej telewizji naziemnej. Uważam, że na katolickie rozgłośnie w polskim eterze jest miejsce, ale tak jak ksiądz musi mieć prawo jazdy żeby jeździć samochodem, tak musi spełnić wymagania ustawowe. Demonstracja nie może tego wymusić na niezależnej od rządu władzy publicznej - komentował szef MSZ.
Inną wyraźnie zarysowaną sprawą był postulat związków zawodowych, domagających się wycofania się z rządu z reformy podnoszącej wiek emerytalny. Widzimy do czego to prowadzi, choćby w Grecji. Tam rządy ustępowały przez dekady tego typu właśnie żądaniom i dzisiaj Grecy mają z tego powodu straszny kryzys - odpowiadał na to żądanie Sikorski.
Trzeci postulat, którym Sikorski - jak mówi - poczuł się dotknięty, dotyczył określenia tego, kto jest w Polsce patriotą, kto jest wolny. Poczułem się dotknięty, gdy Jarosław Kaczyński mówił do swoich zwolenników, że są dumnymi, wolnymi Polakami. (...) Jarosław Kaczyński reprezentuje 15 proc. uprawnionych do głosowania, a nie całą Polskę, więc nie może wykluczać całej reszty Polaków z grona patriotów. Nie on decyduje o tym kto jest patriotą, kto jest wolny i kto jest dumny - oburzał się Sikorski.
Mówiąc o samym wystąpieniu Jarosława Kaczyńskiego, Sikorski stwierdził, że było ono "retorycznie słabe".